|
Kwintesencja
|
Anna :
Rusinowa Polana była w naszych planach od dawna, ale dopiero teraz dotarliśmy w Tatry aby zobaczyć tę słynną, spektakularną panoramę.
Dzień po urodzinach wyruszamy znowu na szlak. Słońce tańczy pomiędzy chmurami, więc aura jest po prostu wymarzona. Wejście na szlak od razu zaczyna się ścieżką w lesie. Piękne, rześkie powietrze i słońce czekające na nas u celu - nie może być lepiej. Idziemy w raczkach bo jest nieprzyjemnie w tym śliskim śniegu. Szlak prowadzi nas spokojnie przed siebie. Spacer jest spokojny i na szczęście niewymagający.
|
Widok z okna:) |
|
Pierwsze widoki |
|
Mix chmur, gór i śniegu |
|
Niezapomniane |
To jest trasa cudownie spacerowa. Nie ma wiele osób na szlaku. To dobrze, bo cisza niezakłócona. Gdy dochodzimy na polanę przed nami roztacza się niewiarygodna panorama. Tutaj słowa są zbędne. Najlepiej obejrzeć krajobrazy na zdjęciach:)
|
Zaszczyt być tutaj |
|
Pogoda zmienna jest |
|
Bajkowo |
|
Anna doświadczyła tego czego Łukasz nie doświadczył |
|
Pełno śniegu wszędzie |
Prawdę mówiąc, moglibyśmy się stamtąd nie ruszać. Lustrzanka była nieodzownym towarzyszem tej wędrówki. Gdy spektakl zmierzał ku końcowi skierowaliśmy się do Wiktorówki. To słynne i magiczne miejsce w Tatrach ze względu na swoje położenie, tradycję ślubów oraz upamiętnianie górskich osobowości . Po krótkim deszczu tam właśnie rozjaśniło się niebo i mogliśmy napawać się tym starym kościółkiem.
|
Źródło |
|
Lider
|
|
Na pożegnanie dnia
|
Łukasz:
Mieliśmy w planie Rusinową Polanę od samego początku. Anna chciała zobaczyć to miejsce, jak tylko znajdziemy się w Tatrach. Mogło to być podyktowane moimi opowieściami, a może po prostu zaważyła jej ciekawość. Ja odwiedziłem ten rejon, dwukrotnie i nie miałem szczęścia do widoków, za to miałem szczęście widzieć pasące się owce i otwarte bacówki w których można było kupić sery bezpośrednio u bacy.
Wymóg konieczny na Rusinowej Polanie to pogoda, brak mgieł i zachmurzeń. Pogoda miała być, ale do godziny 13.00. Po 13 miało zacząć padać.
O godzinie o której podjechaliśmy na najbliższy parking na Wierchu Poroniec nie było już miejsca. Musieliśmy zawrócić i na rondzie skręcić w prawo. Tam znajdował się prawie pusty parking. Płatności kartą za parking i bilet, można dokonać przy wejściu na szlak. Parking 30 zł i po 8 zł za bilety od osoby. Po dokonaniu niezbędnych transakcji, wchodzimy na szlak zielony, który prowadzi nas wprost na Rusinową Polanę.
|
My jak zwykle w dobrej formie |
Mniej więcej po minięciu Gołego Wierchu, zaczynają się roztaczać przed nami widoki na Tatry, a Rusinową widzimy jak na dłoni.
|
Spacerek |
Na samej Polanie, panorama "petarda". Widać całe pasmo niczym nieskrępowane. Mamy nawet wolną ławę, przy której możemy usiąść, podziwiać i coś przy okazji przekąsić. Anny nie udało się zatrzymać. Pobiegła z aparatem. Musiała wykorzystać ostatnie promienie słońca. Za nami na horyzoncie, zbliżają się nieuchronnie chmury.
|
Miejsca następnych wędrówek wytyczone;) |
|
I tam też :) |
Wokoło nas i na podejściu na Gęsią Szyję, zalega jeszcze śnieg. Owce muszą jeszcze poczekać, tak samo jak świeże sery, prosto z bacówki. Póki jeszcze są to rozkoszujemy się widokami i słońcem.
Zaczyna kropić deszcz i dostrzegamy pewne poruszenie osób będących obok. Wszyscy jak na komendę zaczynają wracać i polana zaczyna się wyludniać. Anna miała jeszcze niespodziankę w postaci Sanktuarium na Wiktorówce, które chciała zobaczyć. Staliśmy rozdarci między powrotem, a pójściem dalej. Byliśmy przygotowani na zapowiedziany deszcz, natomiast Anna nie za bardzo chciała w takiej aurze to realizować. Udało mi się ją przekonać, tym bardziej, że nie była to burza, a delikatny deszcz, do sanktuarium nie było daleko i można było się tam schronić jakby pogoda zaszalała. Szlak zmieniliśmy na niebieski i po chwili byliśmy w lesie, przeszliśmy strumień i było już widać dach sanktuarium.
Sanktuarium Maryjne na Wiktorówce, to kaplica wykonana z drewna z przylegającym obok niej zabudowaniami. Kult tego miejsca, powstał po objawieniu się dziecku, postaci Maryi w połowie XIX w. Można tu wejść do kaplicy, w bocznym pomieszczeniu napić się gorącej miętowej herbaty, uzdrawiającej wody ze źródła i zapoznać się z dużą liczbą tablic pamiątkowych osób związanych z górami, którzy oddali życie na ich szlakach.
|
Żegnamy |
Deszcz już dawno ustąpił, więc tym razem na pewno wracamy. Idziemy tą samą drogą z tym wyjątkiem, że znowu zaczęło padać w okolicy Gołego Wierchu. Trochę zmokliśmy, ale gdy tylko weszliśmy między drzewa lasu, deszcz nie był tak dokuczliwy. Gdy wróciliśmy na parking, po turystach i ich samochodach nie było śladu, a kasy pozamykane. My też wyjeżdżamy.
|
Nasz ślad
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz