|
Pięknie mieni się w słońcu
Anna: |
W niedzielny poranek napotykamy słońce i całkowity spokój. Wynaleziony przez Łukasza parking robi wrażenie, nie tylko cenowo. Góral sędziwy, mocno zaczynający dzień
acz z niegasnącym uśmiechem 🤣
Stamtąd krótki spacer do bramy wejściowej i już jesteśmy w lesie. Szlak prowadzi dolinką wzdłuż szumiącego potoku. Przypomina nam to trochę wejście na Baranią Górę. Las imponujący, gdzieniegdzie wynurzają się wysokie skały. Spacer idealny na zakończenie naszego intensywnego pobytu. W pewnym momencie objawia się przed naszymi oczami imponujący Giewont. W tym ostrym słońcu krzyż na jego szczycie wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Niestety to tylko iluzja. Szlak zresztą pozostaje zamknięty. Nasycamy się tym widokiem u podnóża góry.
|
Co chwilę nam coś szumiało na trasie |
|
Giewont |
|
Piękna spokojna trasa widokowa |
Dochodzimy do baru, który okazuje się... Herbaciarnią! Niewiarygodne. W takim miejscu coś dla miłośników herbat. (niestety na Google Maps widnieje również błędne miejsce oznaczone jako bar!). Jesteśmy uratowani, bo można płacić kartą. Inaczej ominęłyby nas takie przysmaki. A mianowicie raczymy się szarlotką, pysznym brownie i obłędną herbatą korzenną. Ale co się za to nazwą kryje?! Wszystkie tajemnice zawiera gęsta "maź", którą samodzielnie dodaje się do herbaty 😉
|
Takie tam pyszności
|
Po tak smacznym posiłku udajemy się szlakiem do Siklawicy. Jest to 15 minutowy spacer. Bardzo przyjemna trasa choć trochę śliska. Jak zawsze trzeba iść ostrożnie.
|
Akcja |
Wodospad jest ukoronowaniem naszej wędrówki. Oczywiście woda mnie przyciąga na dłużej. W zachwycie dajemy się ponieść sesji zdjęciowej. 😊
|
Swoje musieliśmy odstać |
|
Ale później to już sesja |
|
Tak wygląda szczęśliwy Łukasz |
Wracamy z pewnym ociąganiem się, bo żal opuszczać te góry. Tatry powitały nas wyśmienicie. Wszystkie wędrówki obfitowały w słoneczne chwile wraz z nieskazitelną widocznością. Rozpościerały się przed nami piękne panoramy, które zachęcały do pozostania.
Opóźniając moment odjazdu rozgościliśmy się w Romie. I pomyśleć że jeszcze byliśmy w Rzymie 😉 Tam to była uczta dla zmysłów. Artystyczna atmosfera wśród pięknych obrazów i wyśmienite jedzenie. Jednym słowem wisienka na torcie.
|
Już na dole tak nas goszczono |
Łukasz:
Dolina Strążyńską, szlak w ostatni dzień naszej eskapady w Tatry.
Przez dolinę przebiega jeden szlak o długości ok. 2km. Idealny na ostatnią wędrówkę, którą nie chcieliśmy się za bardzo zmęczyć ani za późno wrócić. Pierwsze co to znalezienie parkingu. Udało się na góralskim podwórzu w bardzo przystępnej cenie i okolicy.
Przy samym wejściu do doliny typowo: grill, restauracje, fastfood-y, parkingi i bryczką konna. Udaliśmy się bezpośrednio do kasy TPN, cena ok. 8-9 zł za osobę. Zaraz za kasą znajdują się piękne, nowe, klimatyczne toalety. Aż grzech nie skorzystać. Szlak spokojny poprzecinane mostkami i wodospadami. Aż chcę się zanurzyć nogi. Bliżej Polany Strążyńskiej zobaczymy Giewont, a na nim słynny krzyż.
|
Czapki na głowę i w drogę |
Jak już wspomniałem na końcu doliny znajduje się Polana Strążyńska. Kilka ławek z "Herbaciarnią". Może była bacówka, przekształcona na coś na kształt schroniska. Dla mnie nic specjalnego, ale Annie się spodobało. Coś w tym miejscu zobaczyła. Ładnie widać stąd Giewont.
|
Już prawie na miejscu |
|
Nie powiemy...ludzi trochę było |
Zanim weszliśmy na jakieś dobroci jeszcze udało mi się zrobić kilka zdjęć kręcącego się śmigłowca TOPR w okolicy szczytu. Może jakaś akcja.
Po skosztowaniu szarlotki, udajemy się dalej w kierunku podnóża Giewontu, aby zobaczyć wodospad Siklawica. Ostatni dzisiaj punkt programu. Wędrówka na jakieś 15 minut. Szkoda nie zobaczyć choć raz.
|
W kierunku wodospadu |
|
Cel |
Wracamy tą samą drogą prosto do restauracji Roma. Stoi zaraz przy wyjściu z doliny. Polecamy bardzo gorąco naleśniki. Klimatu temu miejscu dodaje wystawa obrazów tutejszych artystów.
|
Nasz ślad
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz