2023/02/05

Skrzyczne zimą - dramatyczne wejście - Korona Gór Polskich - DPG

Zimowo - słoneczny show na Skrzycznem
 
"Innym słowem na określenie powodzenia jest upór" R.W. Emerson

Anna:

Nie mogłam się doczekać na bajkową zimę w górach. I dostałam ją w postaci ponad metrowego śniegu. Wiedząc, że będzie ostre wchodzenie od Ostrego nie wzięłam ze sobą Canona, bo kto by to nosił?

Jeden plecak wystarczy. Jak się miało okazać, ledwo wniosłam siebie:( Niespodziewane problemy ze znalezieniem choćby skrawka miejsca do pozostawienia auta w okolicznych zaspach dodatkowo jeszcze opóźniły nasz, i tak późny start. Nie warto pisać o której zaczęliśmy;) Tuż za hotelem Zimnik, wchodzimy na szlak i od razu jest mocne wejście do lasu. Raczki niezbędne od początku. Po pierwszym podejściu mamy dość szybko ładny widoczek. Potem już jest tylko ciężej, mozolniej ale krajobrazowo wręcz obłędnie. W każdym razie szlak to wąska dróżka, którą przejdzie tylko jedna osoba, stawiająca jedną nogę przed drugą - nie rzadko, właśnie tak jest trudno. Kilka centymetrów w bok i .... zapadamy się mocno w puszysty śnieg. W każdym razie kijki wchodzą głęboko. Nie można napatrzeć się na te przysypane śniegiem drzewa. Czapy śnieżne są imponujące. Mrozu w ogóle nie czuję, gdyż z trudem łapię oddech ze zmęczenia. Jak przypuszczacie nie ma gdzie usiąść! W końcu Łukasz odkopuje jakiś pień i przygotowuje mi ..... tron;) Odpoczywam chwilę, nie wiedząc zupełnie że za sobą mam dopiero jedną dziesiątą tego co mnie czeka. Dziarsko ruszam dalej, po czym znowu męczę się potwornie. Tym razem nie ma nawet szansy na pieniek a zapadnięcie się w zaspę nie zachęca. W tej sytuacji po prostu ...... wywracam się twarzą w śnieg. Sekunda wystarcza, żeby stracić panowanie nad zmęczonym ciałem. Zawsze to chwila wytchnienia. haha;)
 
Zima otacza nas zewsząd 




Odpoczywamy na prowizorycznym tronie👑 


Zima nie daje za wygraną 

Trochę historii 



Aniołowie czuwają

Pięknie 

Naturalne środowisko Łukasza 


U kresu sił pytam schodzącą parę czy jeszcze daleko. To już mój akt rozpaczy. Ich reakcja mówi wszystko. Czeka nas wyjście zza linii drzew, a tam podobno bardzo wieje i jak jeszcze widzę, widoczność...dramatycznie zanika. Wpadam w panikę przed mgłą. Mówię, że nie idę, jeśli tam nic nie będzie widać. Obracam się za siebie, a tam..... świat zniknął. Postanawiam że zostaje mi pójście do góry a potem to już tylko nocleg na miejscu! Nagle..... rozstępuje się niebo i jestem świadkiem niesamowitego zjawiska. Błękit nieba wraz ze słońcem świecącym prosto w oczy i całe morze chmur zdmuchiwane w przeciwnym kierunku. Nie mogę się ruszyć z wrażenia. Stoję oniemiała ze szczęścia. Wiem, że nie potrwa to wieczność. Wiem też, że przedłuża to moje zejście w ciemnościach. W tej chwili nie dbam o to, bo nie ma nikogo wokół nas i zdaję sobie sprawę jakie mamy szczęście doświadczyć czegoś tak nieziemskiego. Po kilku minutach wszystko się kończy, nie ma śladu po słońcu. 

Widząc taki krajobraz i takie niebo

Nie mamy nadziei 

Po czym po chwili...



Widzimy przełamanie... 

Łukasz wpycha mnie na szczyt. Jak to wygląda w rzeczywistości? Po prostu idzie za mną i mnie pcha, albo przede mną i ciągnie na kijkach. Jestem wyczerpana i w takim stanie padam na ławę w schronisku. Wino grzane jednak robi swoje! Ożywiam się z boską pomocą;) Wyśmienite pierogi z truskawkami podane w głębokim talerzu i w śmietanie dopełniają całość. A ciepłe jeszcze ciasto drożdżowe ze śliwką to prawdziwa ....  wisienka na torcie;) Dociera do mnie, że zamiast herbaty w termosie powinnam mieć grzańca!;) (byłam zbyt wyczerpana, żeby utrwalić coś z tego na zdjęciu). 

Trudno odgadnąć, że tam kryje się słynne schronisko

Zbiegam do linii drzew, żeby nie skupiać się na tym, że nic nie widać;) W lesie robi się przyjemniej, bo przynajmniej widać drzewa. Ciągle parują mi okulary, zupełnie nie wiem dlaczego co uniemożliwia pewne schodzenie. Jak już coś widzę, to muszę ważyć każdy krok, żeby się nie poturbować. Zaczynam czuć ból w kolanach. Robi się niewesoło. Aż tu nagle raczek zaczepia o stuptuta i znowu ląduje twarzą w śniegu. Tym razem z dziwnie splątanymi nogami, które z trudem odplątuje Łukasz. Cudem się chyba nie połamałam. 

Widoczność bez upiększeń

Do miejsca z "tronem" dochodzimy w czołówkach. Jak sobie pomyślę, że jeszcze takie strome zejście na koniec to żałuję, że nie mam na czym zjechać. A mijają nas odważni, którzy zjeżdżają na .... dupozjazdach;) W mękach wyczerpania docieramy do auta po .... 7 godzinach!!! Żadne zimowe wejście tak mnie nie wyczerpało, choć porównuję to z historią z Bukowego Berda. To był najtrudniejszy dzień w całej mojej historii chodzenia po górach. Chwile zwątpienia i rezygnacji wraz z totalną rozpaczą na przemian towarzyszyły mi podczas dzisiejszego wejścia i zejścia. Na szczęście udało się szczęśliwie wrócić.

Gdy zapada zmierzch
 
I zastaje nas noc

 Łukasz:

Zima w górach przyciąga nas za każdym razem. Przywiało nas w okolicy miejscowości Ostre. To stąd mamy zamiar wyruszyć na Skrzyczne. 

Na razie dość przyziemnie stanęło na poszukiwaniu wolnego miejsca na parkingu. Pierwszy raz mieliśmy taki duży problem. Krążyliśmy dobre 30 minut, a wraz z nami patrol policji, który co rusz wlepiał mandaty za złe parkowanie. Jeszcze kilka chwil, a już mieliśmy odtrąbić odwrót. 

Mając więcej szczęścia zamiast rozumu los podsunął nam szanse zaparkowania na terenie szkoły narciarstwa, umiejscowionej trochę wcześniej. Zdradzam, że wróciliśmy dość późno więc szkółka już była nieczynna i jedynym samochodem zaparkowanym był nasz. Właściciele mogli spokojnie zamknąć parking i pójść do domu. Nie zrobili tego, więc za to im bardzo dziękujemy. Nie polecam takiego wyjścia z sytuacji. Radzimy po prostu przyjechać trochę wcześniej i zaparkować na dostępnym dla turystów parkingu. 

Idziemy niebieskim szlakiem, mijając hotel z osobami wylegującymi się w jacuzzi. Jak szybko przyszła chęć wygrzewania się w taki sposób, tak szybko odleciała na rzecz dość stromego podejścia. Od razu do pracy poszły w ruch raczki i stuptuty. 

Pierwsze podejście i od razu mocne

My jeszcze nie dopuszczamy do siebie ile jeszcze przed nami

Anna pomału wyczuwa wiosnę 

Zdjęcie nie oddaje zmagań 

W pewnych momentach mieliśmy dość 😅

Zima jak zwykle zaskakuje 

Początek dość dobrze nas rozgrzał, natomiast w dalszej części było już nieco łatwiej. Nachylenie lekko opadło, ale nie ma co się cieszyć. To co zostało utrzymywało się jednostajnie do samego końca. Były małe wyjątki od tej reguły i w tych miejscach można było złapać oddech, ale było ich za mało żeby nazwać tą trasę "niedzielnym spacerkiem". 

Warunki nam się znowu udały, a zima jak malowana. Po prostu piękna. Sami zobaczcie. 

W pewnym momencie wychodzimy z lasu na odkryty teren, prawie przed samym szczytem. Wreszcie otworzyły się przed nami widoki, a słońce zaczęło tańczyć wśród chmur. Krajobraz trochę księżycowy 🤭

To już ostatni etap
  

 

 

Przed nami niebo otwiera się 
 
Zimowa pustynia

 

Spektakl światłocienia
 
Doszliśmy do schroniska, tam wzięliśmy dwa talerze pysznych pierogów z truskawkami. Anna dodatkowo zarzuciła grzańca i chwilę odpoczęliśmy. Dodatkowo jeszcze po kawałku ciasta drożdżowego i w drogę powrotną. Zmierz nas gonił.

Już prawie na miejscu 

Lekko zamarznięci

Skrzyczne 


Zasłużony obiadek 

I znowu w białą czeluść
 
Anna tak zbiegała w dół, że zaczepiła raczkiem o stuptuta i upadła jak długa. Chwilę mi zajęło odplątanie jej nóg, ale co wyglądało dość dramatyczne okazało się tylko lekką wywrotką w śnieżny puch. Po przytuleniu i podziękowaniu losowi że nic się nie stało, zbiegamy dalej. Zatrzymujemy się dopiero w połowie, aby lekko odpocząć. 

Schodzimy aby zdążyć 🙂

Jesteśmy tylko małymi punktami przy potędze natury

Mróz wciąż czyha

Mija nas jeszcze skitourowiec i rodzina z dzieckiem która wchodzi do góry. Może to sposób na zapchany parking, ale zdecydowanie mniej widać z atutów natury zimą. 

Zapada ciemność, a my schodzimy już w czołówkach. Widzimy pomału światła domostw i hotel z jacuzzi. 

Bez czołówek byłoby ciężko 

Anna przygotowana na każdą ewentualność 


Już blisko
 
Nasz ślad 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz