|
Spod Policy |
Anna:
Przyznam się od razu - nie przypuszczałam, że w ogóle wejdę na górę. Po 2.5 jeździe autem, trasą zupełnie dziwaczną, byłam wyczerpana już po zaparkowaniu. Na myśl o tym, że czeka mnie ponad dwugodzinna wspinaczka, bez żadnych łagodniejszych odcinków, zrobiło mi się... sennie.
Strasznie chciało mi się spać z tego zmęczenia. Jednak nie miałam wyjścia. Po kilku krokach na szlaku w lesie sięgnęliśmy do plecaka po nasze świeże kanapeczki. Schodząca para wydawała się niemożliwym złudzeniem;) O tej porze już schodzić?;) I wtedy się zawzięłam. Szlak był od początku bardzo kamienisty - o czym wiedziałam wcześniej, więc wzięłam go powoli, w swoim własnym tempie. Praktycznie nie robiłam zdjęć. Cel wydawał się nieprawdopodobnie oddalony. Jak statek majaczący na linii horyzontu.
|
Początek |
|
Leśna gęstwina |
|
Łukasz ciśnie do góry |
|
Jasna Góra |
|
Gdzieś tam jest Polica |
|
Łukasz podziwia ponieważ jest ku temu okazja |
Nad nami zaczęły, ni stąd ni zowąd, pojawiać się burzowe chmury. Umiem rozpoznać, które chmury stwarzają ryzyko niespodziewanej ulewy. Ale jakimś cudem, one tylko tak krążyły wokół. Szliśmy szlakiem, na którym pierwsza tabliczka pojawiła się z informacją, że do Hali Krupowej pozostało jeszcze 45 minut. Zaczęłam obliczać w głowie, ile muszę przyśpieszyć, aby nas... piorun nie strzelił. W takich sytuacjach energia znajduje się natychmiastowo. Dlatego tym bardziej mnie zaskoczyło, gdy nagle wyszliśmy na wspomnianą halę a przed nami roztaczał się wspaniały widok, bez względu na którą stronę byśmy nie spojrzeli.
|
Przełęcz Kucałowa
|
|
Teraz widać że pogoda była lekko kapryśna |
|
Już niedługo tu wrócimy po sery |
Już chciałam zbiec radośnie do schroniska, ale okazało się, że najpierw kolejne 45 minut na...Policę. Ryzyko burzy bynajmniej nie zmalało. Chyba siłą woli przegoniłam te chmury, bo na szczycie widok na Babią Górę naprawdę zapierał dech. Przysiedliśmy na pieńku i trochę pokontemplowaliśmy.
|
A Babia dalej stoi |
Pochylimy się w zadumie przy pomniku-skrzydle upamiętniającym katastrofę samolotu pasażerskiego. Zimny wiatr, pewnie prosto z Babiej, skierował nas w drogę powrotną. Ścieżka prowadząca w lesie była naprawdę przyjemna. Szkoda było żegnać się z tym szczytem, który ma w sobie pewien tajemniczy klimat.
|
W stronę Policy |
|
Mamy ją |
|
Miejsce pamięci |
Gdy wyłoniliśmy się z lasu, skierowaliśmy się w stronę schroniska, które nie miało najlepszej renomy - delikatnie mówiąc. Przed nim jednak, stała chatka z której nieźle się dymiło. Nie mogło to być nic innego jak bacówka. A jak! Baca w stroju jak się patrzy. Osmolony całkiem całkiem. I w tej ciemni zadymionej serwujący swoistych kształtów oscypki. Pierwszy raz widziałam takie małe kwadraciki za 4 zł sztuka. Trochę się przecenił, ale daliśmy mu zarobić;) Tylko, że ta hojność odbiła się tuż za rogiem w schronisku. Okazało się, że płatność tylko gotówką, więc musieliśmy zjeść jedną porcję pierogów z jagodami - wspólnie. Strasznie byliśmy głodni, ale musiało nam to wystarczyć. Tylko że zrobiło się już chłodno, więc wysupłaliśmy na herbatę - w wersji okrojonej, bo zabrakło nam 2 zł. Chęć pomocy ze strony innego turysty była budująca. Jednym słowem mieliśmy ciepłą herbatę w termosie na powrót.
|
Tak kwieciście to tylko przy schronisku |
|
Z prawdziwymi jagodami |
|
No ładnie |
|
Łukasz w naturalnym środowisku |
A powrót był nie lada wyczynem. Nacieszyliśmy się jeszcze widokami Tatr i sesją zdjęciową i ruszyliśmy przed siebie. Znowu nie było czasu na więcej. Na to aby trochę pobyć na tej pięknej hali. Niestety chmury jakby mówiły, że dłużej susi nie będziemy. Zatem, ta kamienista droga w dół to prawdziwa męka dla kolan. Tempo bardzo wolne, aby przypadkiem nie zafundować sobie kontuzji. Dobrze się siedzi na takich kamieniach przynajmniej. Po krótkim odpoczynku kontynuowaliśmy schodzenie. W pewnym momencie zrobiło się tak czarno, że wiedzieliśmy jakie szczęście mieliśmy tego dnia. Wbiegliśmy do auta, w momencie gdy rozpętała się burza.
|
Pożegnanie z halami |
|
Powtórka z rozrywki |
Łukasz:
Plan był dość prosty. Wejść na Policę i z niej zejść. A jeśli będziemy przy okazji czerpać z tego przyjemność to wręcz idealnie.
Zaparkowaliśmy przy OSP Sucha Góra. Obok znajduje się bezpłatny parking i kilka ławeczek. Kilka kroków robimy asfaltem, po czym trzymając się niebieskiego szlaku, wchodzimy w leśne ostępy.
|
Anna podziwia |
Mijamy osoby, które już schodzą i dziwią się, że już na samym początku, wyciągamy prowiant. Z przymrużeniem oka życzą nam udanego wejścia, a w głębi ducha myślę, że nie wierzyły w pomyślność naszej wędrówki. My natomiast jadąc tutaj zgłodnieliśmy i w najlepsze opróżniamy zapasy z myślą, że kupimy coś w schronisku. Szlak do Hali Krupowej, raczej jednostajnie nachylony, z odcinkami o luźnym kamienistym podłożu po którym wchodzi się jak po piachu...zanim zrobisz krok, osuwasz się w tył i masz wrażenie, że stoisz w miejscu. W pewnym momencie wchodzimy na przecinkę i ukazuje nam się cel naszego dzisiejszego pobytu. Zalesiony szczyt Polica. Mijamy to miejsce i wchodzimy na wypłaszczenie, po czym znowu mamy drobne kamienie, które tylko psują nam nerwy.
|
Później będzie jeszcze gorzej |
|
Anna radzi sobie wyśmienite |
|
Pierwszy widoczek |
|
I znowu |
|
Źródło na szlaku |
Z małymi przerwami wchodzimy na Halę Krupową na której od razu robi się tłoczniej. To tutaj turyści wchodzą krótszym szlakiem, ale mocniejszym z miejscowości Wielka Polana i to tutaj przebiega szlak GSB.
|
Tęsknimy za takimi miejscami |
|
Na Jasnej Górze
|
Zostawiamy sobie Schronisko PTTK na powrót i udajemy się czerwonym szlakiem na Jasną Górę. Szczyt który możemy obejść, ale kusi nas za bardzo punkt widokowy. Mijamy stado owiec i wchodzimy na szczyt, który nas de facto rozczarował.
Przechodzimy szczyt i zostaje nam ponad 100 m przewyższenia, które udaje się pokonać bez mrugnięcia oka. Zwalone pnie drzew nie mogą nas odwieść od naszego celu. Dochodzimy do Policy, który nie robi za dużego wrażenia. Bardziej kojarzy się ze skrzyżowaniem szlaków niż z najwyższym punktem pasma.
|
Drzewostan jak w Beskidzie Śląskim |
|
I my na Policy |
|
Miejsce naznaczone przez tragedię |
Idziemy dalej szlakiem do pomnika pamiątkowego katastrofy lotniczej PLL LOT, która miała tutaj miejsce w roku 1969. To wydarzenie tylko bardziej potęguje różne mity o Babiej Górze i jej okolicach oraz towarzyszących nieprzychylnych zjawiskach atmosferycznych w tym rejonie.
Schodzimy tą samą trasą i kierujemy się na schronisko. Mijamy Jasną Górę i widzimy, że młody baca w swoim domku, sprzedaje wędzony ser. Wchodząc do środka, my też zaczynamy się wędzić w wypełnionym po brzegi dymie, a baca pomału rozpływa się w powietrzu. Wyszliśmy stamtąd ze łzami w oczach. Ser ma dość oryginalny kształt, a w smaku jest dość dobry. Skusiliśmy się wydając większość ostatnich pieniędzy.
|
Baca ze swoimi owieczkami |
Idziemy do schroniska, mijając kilkoro turystów na biwaku, pięknie położony podest widokowy, położony wśród kwiatów i źródło z pitną wodą. Zdawaliśmy sobie sprawę, że schronisko jest prowadzone przez dość specyficzną panią, u której trzeba się liczyć z niewybrednymi komentarzami i zawszę ciętą ripostą. Jednym zdaniem trzeba się trzymać na baczności. Gdy tylko weszliśmy, okazało się że wszystkie stoły na zewnątrz zostały zajęte, natomiast w środku nikogo nie ma. Nawet się nie zdziwiliśmy. Usiedliśmy na przeciwko okienka, co stało się ciekawym miejscem obserwacji klientów i wyżej wymienionej pani kierowniczki. To miejsce stało się punktem nie jednego uśmiechu z naszej strony. Teraz nasza kolej. Po kilku chwilach namysłu i zniecierpliwieniu obsługi, okazało się że płatności są tylko realizowane za pomocną gotówki, a my nie mając za wiele po zakupie u bacy, musieliśmy się pocieszyć jedynie talerzem pierogów ze świeżymi jagodami. Trochę żałowaliśmy, że nie możemy pozwolić sobie na więcej.
|
Anna podwójnie szczęśliwa |
Anna zaryzykowała i zapytała Panią z okienka o możliwość zakupu herbaty za połowę ceny. Po dłuższej konsternacji kierowniczka, podała nam gorąca herbatę. Kolejnym zaskoczeniem była anonimowa osoba w kolejce, która chciała dorzucić się do naszego zamówienia, ale zaskoczeń wciąż nie było końca, ponieważ właścicielka nie chciała pożyczonych pieniędzy.
|
Okienko |
Po zjedzonych pysznych pierogach, w pewnej chwili moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem właścicielki, która stała naprzeciwko mnie i wpatrywała się w nas. Wyraziłem się bardzo pochlebnie o zjedzonym obiedzie, a pani w odpowiedzi cytuje "wiem, bo sama lepiłam" i ryknęliśmy razem śmiechem. Pani specyficzna, a w naszym mniemaniu "o gołębim sercu".
Pozostało nam nacieszenie się jeszcze tym miejscem i pomału kierować się w stronę szlaku. W czasie zejścia towarzyszyły nam liczne ciemne chmury i przeświadczenie o zbliżającej się burzy. Na ostatniej prostej musieliśmy dobiec do samochodu, aby nie przemoknąć do suchej nitki.
|
Deszcz idzie dosłownie
|
|
A Anna urządza sobie jakiś odpoczynek
|
|
Nasz zapis wejścia
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz