2022/03/25

Zimowy Śnieżnik - Korona Gór Polskich

Widoki ze Śnieżnika 

 "W górach czułam się jak w domu, wkrótce znaczyły dla mnie wszystko, ponieważ tam byłam szczęśliwa" W. Rutkiewicz

 Anna:

Śnieżnik to nasza Mekka. To dla nas miejsce szczególne. W tym roku wspinaczka wypadła w piątek. Trasa już nam znana, była przepiękna jak wcześniej i równie wyludniona. To jest taki rodzaj medytacji, kiedy pomimo nabierania wysokości, każda chwila przynosi ukojenie.

Aura tego dnia była wyśmienita, więc spodziewaliśmy się zobaczyć ......szczyt. Poza tym czekał na nas słonik. 

Orientacyjny czas wejścia zawsze dobrze znać 
 


Niby śnieg jeszcze leży ale już słońce dokuczało 

Na tej wysokości śniegu jak na lekarstwo 


Ten widok poprzednio był bardziej dramatyczny 

 
Trochę inaczej niż rok wcześniej, śnieg nie przykrywał drzew ciężkimi połaciami. Sceneria była trochę mniej bajkowa, przynajmniej w niższej części szlaku. Postanowiliśmy pójść trochę inną drogą, jakby obchodząc górę, co umożliwiło nam dostrzeżenie tych szczytów, które wcześniej były ukryte. Panorama była imponująca. Aż tu nagle wyłoniła się słynna wieża na Śnieżniku. Szczyt wydawał się tak osiągalny. Złudzenie bliskości. 

Pogoda już letnia


Miło wreszcie coś zobaczyć



Nasza trasa alternatywna z widokami non stop

Alternatywna trasa jest zdecydowanie bardziej widokowa 

Wszystko widać jak na dłoni 


Wreszcie widać szczyt 
 
Za tym wzniesieniem można dostrzec Czarną Górę 


Wchodzimy w las i kończą się widoki

Samotna skała 

Potem weszliśmy w las i zachwycaliśmy się ciszą. Żadnych mijających nas osób. Śnieg zaczął być coraz bujniejszy, więc zrobiłam sobie odpoczynek na białym puchu. Ciepła herbata i można ruszać w górę. Wyszliśmy z lasu prosto na schronisko, które tym razem było otwarte. Nie powiem - w środku jest ciekawy klimat. A widok z okien nie pozwala iść dalej;) Jednak makaron z sosem jagodowym to najskromniejsze danie jakie jedliśmy. Ale zjadliwe;)

I były również takie atrakcje 

Tam to Łukasz obserwuje wszystko z wysoka
 
Łukasz zobaczył ambonę. Droga do niej wymagała przedzierania się w śniegu po kolana
 
Po wyjściu z lasu, wchodzimy bezpośrednio na schronisko 



Wnętrze schroniska 


Wychodząc na ostatnią część szlaku prowadzącego na szczyt, widzimy tabliczkę, która obiecuje wierzchołek za pół godziny. Marzenie, które ziściło się po 45 minutach. I oto jesteśmy, pierwszy raz w pełnej widoczności. Podziwiamy cudowne krajobrazy, szczęśliwi, że nie zaskoczyło nas coś nieprzewidywalnego. Blaszanej wieży komentować nie będę.


Szczyt

Wydaje się że nic się nie zmieniło od zeszłego roku 



Mozolne podejście w miękkim śniegu 

Anna lepiej prezentuje się z wieżą niż rok temu we mgle 

Stamtąd kierujemy się w kierunku wspomnianego słonika. Zauroczył mnie natychmiast - musicie wiedzieć, że mam słabość do słoni :) Trochę za ciężki jednak, aby go przynieść do domu;) Droga do niego, i z powrotem to głównie zapadanie się po kolana w śniegu. Bardzo wyczerpujące, ale warto było, bo widoki na czeskie góry po prostu oszałamiające. Od razu widać, że sposób w jaki te góry są uformowane całkowicie różni się od polskich gór. Sylwetka tych zboczy po prostu mnie zahipnotyzowała. Zresztą sami spójrzcie.

 

Słonik odnaleziony 

Czechy czekają


Podobno słonik przynosi szczęście

Prezentacja

Miejsce dawnego schroniska 

Miejsce naszego odpoczynku 






Żal było rozpocząć drogę zejściową. Czekało nas jeszcze bardzo długie schodzenie, bo w tak zapadającym się śniegu to mocno zmniejsza prędkość. Ale przecież tak naprawdę to w ogóle nie chcieliśmy wracać. To nasze miejsce. Nasz szczyt. Jeszcze wrócimy.

Droga powrotna była taka jak na załączonym obrazku 
 

Ostatni rzut oka na mapę 



Przyjaciele nas żegnają 


Mały Śnieżnik 




Ostatnie promienie słońca 

Anny robota 

Łukasz:

Po roku znowu zawitaliśmy do Międzygórza z myślą o wejściu na Śnieżnik. Czy to będzie nasz zwyczaj pewnie się okaże. To miasteczko, ten szczyt i to nasze miejsce, wciąż kojarzy nam się z przeżytymi tutaj pięknymi chwilami. Ale pogoda już nie ta 😅Bardziej słonecznie i mniej zamgleń. 

Wyruszyliśmy czerwonym szlakiem z Międzygórza i już na samym początku zmodyfikowaliśmy nasz szlak w ten sposób aby dłużej się utrzymać w cieniu drzew. Po minięciu parkingu przeszliśmy przez most na prawy przeg rzeki Wilczka. Dzisiaj pogoda jest słoneczna, a temperatura wyższa, więc cień staje się błogosławieństwem. Miło było zobaczyć to wszystko jeszcze raz, ale trochę z innej perspektywy. Mijaliśmy most z drewnianych bali i rzucone mniejsze kładki, paśnik dla zwierząt i te same, ale jednak nieco inne wspomnienia z tamtej wyprawy. Tej drogi trzymaliśmy się aż do końca. Do momentu dojścia do mostu. Wchodziliśmy znowu na czerwony szlak, przy ostrym skręcie i ławeczkach na nim. 


Trzymamy się w cieniu

Zawsze mamy czas na wspólne zdjęcie 

Słońce nie daje nam wytchnąć 


I mamy widoki 

Tam chwilę odpoczęliśmy. Mijali nas leśnicy w małej terenówce. A my za nimi, ale w swoim tempie😁 Kolejną modyfikacją trasy było trzymanie się drogi i nie skręcanie w prawo w las. Ta zmiana pozwoliła nam nacieszyć się widokiem Śnieżnika dużo wcześniej. Po krótkiej chwili mieliśmy szczyt i wieżę widokową na wyciągnięcie ręki. Temperatura i słońce już tak nie doskwierało na wysokości powyżej 1000 m n.p.m. więc mogliśmy trochę odetchnąć od duchoty nizin i znowu wejść w krainę zimy i śniegu. Pomału wyłaniała się w oddali Czarna Góra, gdzie byliśmy jeszcze wczoraj. 

Szlak widokowy

Anna zachwycona 



Panorama na schronisko 

Po przejściu dłuższego odcinka otwartego i z pięknym widokiem, wracamy w las. Mijamy punkt widokowy na drzewie, który nie sposób nie sprawdzić. Droga w śniegu nagle się kończy... pług widocznie dalej nie dojechał i zmienia się to w wąską ścieżkę. Zrobiliśmy sobie chwilę odpoczynku na śniegu, zaraz przed dojściem na żółty szlak. Wypatrzyłem w oddali ambonę i gdy Anna zbierała siły przed dalszą drogą, ja postanowiłem przyjrzeć się z bliska tej konstrukcji. Wystarczyło zejść z udeptanej ścieżki, aby wpaść po kolana w śnieg. Ambona okazał się leciwa i  nie nadawała się już do niczego. Wróciłem z powrotem  lekko nieusatysfakcjonowany. 

I znowu w las

Z bocianiego gniazda 

Przymusowy odpoczynek
 
Wyszliśmy na żółty szlak i później do schroniska na Śnieżniku. Tym razem drzwi stały otworem. Trochę ciemno i można się pogubić, ale znaleźliśmy salę z bufetem. Ceny "schroniskowe". Zaciekawił nas makaron z sosem jagodowym. Jak za taką cenę spodziewałem się wszystkiego, ale na pewno nie tego co otrzymaliśmy. 

Tej potrawy nigdzie indziej nie zjecie

Trofea 

Schronisko zapełniło się i w pewnym momencie turysta poprosił mnie o otwarcia drzwi obok. Moim oczom ukazał się piękny widok z drugiej sali. Przeszklona cała ściana robiła wrażenie. Noty miejsca nagle zrobiły się odrobinę wyższe. Polecamy wejść, aby się przekonać. 

Na tle schroniska
 
My idziemy dalej zielonym szlakiem, który nie odbiegał od zeszłorocznej trasy. Jedyna znacząca różnica była taka, że nie szliśmy w gęstej mgle i było cokolwiek widać. Dotarliśmy do wieży widokowej, która tak niedawno wydawała się tak daleko. 

I znowu do góry 

Rok temu to o takich widokach mogliśmy pomarzyć 

Mały Śnieżnik 


A to już szczyt

Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Dalej stoi nieukończona, wręcz porzucona. Tak na marginesie dowiedzieliśmy się, że te blachy które tak się tłuką od wiatru, są tylko na czas budowy. Później znikają. 

Nic się tu nie zmieniło

Idziemy dalej. Realizujemy to czego nie udało się nam zrobić poprzednio. Idziemy na stronę czeską do ruin schroniska księcia Liechtensteinu i obecnego symbolu Śnieżnika, czyli kamiennego słonika. Schodzimy  na wysokość 1350 m n.p.m. mijając źródło rzeki Moravy. Robimy niezliczone zdjęcia i odpoczywamy przy ruinach schroniska. W latach świetności był miejscem kultowym i jednym z lepszych w rejonie. Szkoda takich miejsc. 

Takie widoki

Anna szuka słonika 



Źródło rzeki Morawy

Podwójne szczęście 


Fundamenty po schronisku 

Wracamy przedzierając się przez śnieg, który stał się miękki i utrudnia chodzenie. Schodzimy przechodząc obok odwiedzonego schroniska. Widzimy, że na dzień dzisiejszy już kto miał przyjść to przyszedł. Właściciel porządkuje teren obok. Wracamy szlakiem czerwonym i schodzimy ostro w dół. Na naszym szlaku stanęły jeszcze kozice, które pozwoliły się sfotografować. Wracamy z włączonymi czołówkami. 

Ostatnie spojrzenie na schronisko

 

Mała Anna wśród wysokiego lasu 



Pa Pa

Nasz zapis trasy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz