2022/02/19

Połonina Wetlińska zimą

Połonina Wetlińska aż po horyzont
 
Aby się nasycić 
Anna:

Poranne spojrzenie na Smerek dawało nadzieję, że dzień zaoferuje nam słońce. Smerek bowiem od rana ukazał nam się w całej śnieżnej okazałości. Z takim prognostykiem, spakowaliśmy wszystko co niezbędne i podjechaliśmy na Przełęcz Wyżne.

Miły pan skasował nas za parking i udaliśmy się na szlak. Z tego miejsca, u wejścia, Połonina wyglądała jak pionowa ściana. Zbyt blisko aby mogłoby być łatwo - pomyślałam od razu. Grań szczytowa malowała się kusząco już od podnóża. 

Już wiemy gdzie idziemy

Tutejsza flora


Widok z góry 

Widok z dołu 

Nasz cel

Dochodząc do lasu szlak skręca w prawo i prowadzi nas wąską ubitą ścieżką wśród ogromu śniegu wokół. Aż w pewnym momencie widzimy drewnianą poręcz ciągnącą się niepokojąco w górę. Już na tym etapie ludzie rezygnowali. Bez odpowiednich butów, nie mówiąc o raczkach, można było zapomnieć. Jak już wiecie uwielbiam chodzić w raczkach i pewnie chodziłabym w nich po mieście gdyby się dało 🤣 

To nas czeka



Dla nas to początek czerwonego szlaku

W każdym razie podejście było forsowne i strome. Czułam się pewnie, wiedząc że nie muszę trzymać się poręczy. Po drodze przystawałam na złapanie oddechu, aż w końcu doszłam na koniec tego podejścia i zrobiliśmy sobie przystanek z pięknym pierwszym widokiem. Potem było kolejne, podobne podejście, więc trzeba przyznać, że w Bieszczadach jeszcze tak trudno nie było. 

Mogę się zgodzić że ten akurat widok może być piękniejszy jesienią 
 
Zima w Bieszczadach jest piękna 

Słońce pięknie przygrzewało, więc na szczycie postanowiliśmy urządzić piknik i rozkoszować się Połoninami. Widoki ze szczytu wprawiły nas w zachwyt, który nie opuszcza nas na szlakach Bieszczadzkich. Zgodnie stwierdziliśmy, że Bieszczady zapierają dech w piersi swoim bezkresem i pięknem. Zgodziliśmy się też co do tego, że najlepiej dla nas, chodzić po górach w... zimę. To jest zdecydowanie nasza pora roku. Nic nie jest w stanie tego przebić. Rześkie powietrze, uczycie smagania wiatrem, gogle na oczach, raczki skrzypiące na śniegu -to wszystko sprawia, że możemy się zimą rozkoszować bez końca!


To Łukasz... Myślał że go nie zobaczę😁 

Połonina Caryńska

Można iść godzinami

Łukasz osiągnął swój pułap✌️


Udaliśmy się na dłuższy spacer granią w kierunku innego szczytu - Rocha. Prezentował się znakomicie z oddali, ale dzień nieubłaganie zbliżał się do końca więc musieliśmy zawrócić.


Prawie jak lawina

Rawki

Chmury się nam zlewają 

Łukasz w pełnej krasie 

Idziemy gdzieś tam daleko 

My jak zwykle szczęśliwi

Anna z utkwionym w dal wzrokiem 





Osadzki Wierch


Chatka Puchatka 


Łukasz o niespożytej energii



Lodowy potwór 


Schodząc podziwialiśmy początki zachodzącego słońca. Spektakl rozpoczął się przy Chatce Puchatce.

Słońce zaczyna nas opuszczać 

Łukasz:

To nasza ostatnia wyprawa w pasma bieszczadzkie, ale to też kwintesencja tych wszystkich wypraw, które przeżyliśmy przez te kilka dni. Pogoda piękna, słoneczna, marzenie każdego zaprawionego w bojach piechura. Szlak obsypany śniegiem, wszędzie biało gdzie okiem sięgnąć. U góry pewnie trochę wieje, ale do tego już się przyzwyczailiśmy przez te kilka dni. Parkujemy na Przełęczy Wyżna i od razu podbiega do nas chłopak i wręcza nam rachunek w wysokości 25 zł😭 Zaczynamy żółtym szlakiem. Podchodzimy bardzo szybko pod kasę biletową i dokonujemy płatności online na wejście do Parku. 



Ciekawe jaki jest odsetek ludzi, którzy tak jak my sumiennie opłacają wstęp? Z informacji wyczytujemy, że szlak przebiega w inny sposób i co za tym idzie pierwotny szlak jest nieczynny. Z rozmów jakie wcześniej przeprowadziliśmy z bardziej doinformowanymi osobami to schronisko Chatka Puchatka również jest nieczynne. To miejsce jest w trakcie remontu i nic nie pozostało z dawnego budynku. Przykro nam, że nie zdążyliśmy go zobaczyć w jej pierwotnej formie. Słyszeliśmy o drodze, która ma być podprowadzona dla klientów nowej odsłony Chatki, co wiąże się z dewastacją tego miejsca i jej charakteru. Kiedy biznesmeni zrozumieją, że nie wszystko jest na sprzedaż i ich kroki spowodują tylko obniżenie walorów terenu, a włodarze Parku, sami sobie strzelają w kolano? Spieszmy być i oglądać takie zakątki, ponieważ już niedługo wszystkie odejdą. 


Czerpiemy przyjemność, z aury jaka nam towarzyszy dzisiejszego dnia i już na legalu idziemy przed siebie, przystając co chwilę i robiąc zdjęcia otaczającym nas górom. 

Anna wykorzystuje uroki pogody 

Idąc prosto dochodzimy do lekkiego skrętu w prawo i po chwili dochodzimy do szlabanu. Informacja się powtarza o zmianie szlaku. Niektórzy nic sobie z tego nie robią i idą dalej zamkniętym szlakiem o czym przekonamy się później na górnym jej końcu. Według niektórych, reguły są po to aby je łamać. My z Anną, skręcamy w prawo i idziemy zboczem w lesie, dochodząc do czerwonego szlaku. 


I tu się zaczyna jak na większości tutejszych szlaków... długo długo nic i nagle mocne wejście. Trochę byliśmy rozczarowani tutejszymi turystami. Brak sprzętu przy takim śliskim wejściu był bardzo niebezpieczny. Brak przyczepności przy takim podejściu stwarzał duże niebezpieczeństwo dla nas i innych. Byli tacy, którzy ślizgali się na byle czym przy zejściu, jednocześnie wyślizgiwali szlak, nie szanując innych którzy po tej ślizgawce będą musieli później zejść. Na Tarnicy, byliśmy pozytywnie zaskoczeni przygotowaniem większości ludzi, a tu całkowicie drugi biegun. Niektórzy po zobaczeniu tego nachylenia odwracali się na pięcie, co odważniejsi wchodzili po czym schodzili w przypływie zdrowego rozsądku, ale byli również śmiałkowie, którzy zobaczą czy dadzą radę.

Jedno z pierwszych podejść

Odpoczynek Anny przy jednym z kilku podejść

Widoki pomału się klarują

Połączenie przyjemnego z pożytecznym

Długie podejście nr 2

Widok na Małą Rawkę

Było ciężko. Mocnych podejść było kilka. Każde lepsze od drugiego. Gdyby nie widoki i pogoda, nie wiem czy byśmy weszli. Po osiągnięciu 1150m n.p.m. szlak się wypłaszcza i daje odetchnąć. 



Zmęczeni ale szczęśliwi

Dochodzimy do punktu, gdzie utrzymuje się wysokość i już pozostaje tylko podziwianie tego wszystkiego co przygotowała nam przyroda. Pięknie być tam z Anną w takim miejscu. Nie zostało nam nic innego jak usiąść i podziwiać widoki. Nie było tam drzew, więc hamak odpadał, ale zawsze jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. 




My a za nami Chatka Puchatka

Patrząc na ruch turystyczny, większość osób idzie do nieczynnej Chatki Puchatka, a następnie schodzi w dół. My postanowiliśmy pochodzić trochę Połoniną, aby poczuć to miejsce. 






Nie mogliśmy się nacieszyć tym miejscem. Można iść i iść i ciągle mało. Mając za sobą Hasiakową Skałę i Chatkę Puchatka, dochodzimy do zamkniętego szlaku. Po ilości śladów na śniegu, gro ludzi wracało albo wchodziło tym szlakiem. Patrząc na szczyty Osadzki Wierch lub Roh, widziałem gdzieniegdzie małe czarne kropki, które gdzieś w oddali majaczyły. Ja również chciałem się tam znaleźć. Tylko czasu nie starczyło. Przy takiej pogodzie można było iść ile sił w nogach. 

Za nami Osadzki Wierch i Roh

Panorama z Połoniny

W pewnym momencie, około godziny 15, musieliśmy zawrócić. Chodzenie po zmroku na tych wyślizganych pochylniach nie będzie niczym przyjemnym. Aż szkoda było odwracać się i wracać... 

Ostatnie spojrzenie 

Przeszliśmy jeszcze obok Chatki Puchatka, żeby przynajmniej zobaczyć z bliska jaki to będzie miało charakter. O budynkach stanowią ludzie, a czy ludzie znowu nasycą klimatem ten nowy budynek, pewnie się niebawem wszyscy przekonamy. Oby to nie poszło w kierunku masowego hoteliku z pięknym widokiem. 

Wróciliśmy szczęśliwie, zważając na trudniejsze etapy. Anna pozostawiła Anioła na śniegu, aby strzegł jak najdłużej tego pięknego miejsca. Idziemy coś zjeść w tutejszej restauracji, aby nasycić  podniebienia. Nie wiemy, gdzie jeszcze trafimy. 



Aniołek na pożegnanie

Racuchy wydają się nagrodą za dzisiejsze zmagania

Szkoda że to już koniec. Jutro wyjeżdżamy 😭

Nasza trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz