|
Przyciąga nas piękno takich panoram |
Anna:
Przygodę z Bieszczadami rozpoczęliśmy od wieży widokowej Szczerbanówka. Stamtąd zobaczyliśmy pierwsze panoramy. Jakby przedsionek Bieszczad.
|
Pierwszy wdech i zachwyt w Bieszczadach |
|
Tyle szczytów do zdobycia i przygód do przeżycia
|
Przysłup i Strzebowiska to nasze wioski Bieszczadzkie, które bardzo przypadły nam do gustu. W jeden dzień zaparkowaliśmy pod Oberżą Biesisko i po wyśmienitym obiedzie udaliśmy się na spacer przez Przysłup. Droga wije się tam w górę, mijając po obu stronach nieliczne domki i mały kościółek. W pewnym momencie mamy już tylko las i tak leśną drogą, bardzo ośnieżoną, kontynuujemy nasz spacer. Panoramy na okoliczne pasma górskie wprawiają w zachwyt i rysuje się nam w planach Łopiennik. Gdy słońce powoli znika za szczytami wracamy do miejsca naszego postoju.
|
Zimowa odsłona oberży
|
|
Wymarzony klimat w zimę |
|
Smacznego |
|
Smaku nie można było odmówić |
|
Można iść godzinami |
|
Smerek |
|
Pogoda zmienną jest |
|
Klimat zimowego wieczoru jest jeszcze lepszy |
W kolejnym dniu gdy pogoda od rana przygwoździła nas do leniwego odpoczynku w domu, udajemy się do Strzebowiska. Słońce ok 14-tej pojawiło się niespodziewanie na niebie, więc złaknieni bieszczadzkiego powietrza wybiegliśmy na spotkanie z przyrodą. Przy skręcie do wioseczki jest mnóstwo szyldów z pensjonatami. Zaparkowaliśmy nieopodal i tradycyjnie już udaliśmy się przed siebie. Nieliczne pochowane domeczki robiły wrażenie swoją lokalizacją i ciszą wokół. Z górnej partii drogi podziwialiśmy pośpiesznie zachodzące słońce i uwieczniliśmy tutejsze krajobrazy. Z takimi widokami nie chce się nam w ogóle rozstawać. Dochodzimy do lasu i tutaj jakiekolwiek dalsze przejście okazuje się niemożliwe. Kończy się przetarta droga a potem już tylko zaspy i brak jakiegokolwiek śladu ludzkiego albo nawet dzikiej zwierzyny.
|
Trochę zimno 😅
|
Usatysfakcjonowani takim spacerem wypełnionym ciszą i magicznymi krajobrazami wracamy do naszej bazy. Zatrzymujemy się jeszcze w galerii "Fatamorgana", w której można nabyć rzemiosło tutejszych artystów. Zbiory całkiem duże, ale z malarstwa spodziewałam się czegoś więcej. Oczywiście nie wyszłam z pustymi rękami tylko z cudownym pejzażem połonin wykonanym na drewnie - już wiem gdzie będzie zdobił nasz dom, oraz z oryginalnym wyjątkowo barwnym kubeczkiem. Bieszczadzkie anioły zostały przeze mnie zakupione już wcześniej w Wetlinie, więc tym razem wyszłam bez kolejnego 😉 Myślę, że gdybym została tutaj dłużej to wykupiłam całe bieszczadzkie rękodzieło 🤣
|
Teatr chmur |
|
Rękodzieło tutejszych artystów |
|
Reggae w Bieszczadach
|
Chciałabym dodać, że nie spotkałam również żadnego prawdziwego Bieszczadzkiego zakapiora, co jest ewidentnym rozczarowaniem. Zrekompensowałam to sobie jednak książką o zakapiorach;)
|
To miejsce kultowe kiedyś
|
Łukasz:
Czasami pogoda ma inny plan niż my i daje o sobie znać w taki lub inny sposób. Ten dzień od początku był senny jak tylko zobaczyliśmy co się dzieje za oknem. Nie było krzątania i pakowania najpotrzebniejszych tego dnia rzeczy do plecaków, a raczej spoglądanie na prognozę pogody i obracanie się z boku na bok. To również dzień dzień Walentego, wiec aura oszczędziła nam tego dnia męczącej eskapady wśród miłosnych uniesień ;) Po niezliczonych wyprawach, ukształtował się nam z Anną, zwyczaj kosztowania klimatu danego regionu przez kuchnię. Dzisiaj pozostawiliśmy na rozkoszowaniem się daniami w pobliskiej restauracji, którą mieliśmy na celowniku jak tylko ją zobaczyliśmy po raz pierwszy. Oberża Biesisko to na nią postawiliśmy. Dzwoniłem również do innej, ale okazała się bazą sfory dzieci będących na feriach zimowych. Dobrze się stało. Klimat drewnianej karczmy z rozpalonym kominkiem, światełkami w oknach, charyzmatycznym "jadło podawcą" i smacznym jedzeniem to mieszanka nie do pominięcia. Bardzo polecamy to miejsce. Na marginesie byliśmy tam jeszcze kolejny raz, aby zasmakować kolejnych specjałów tutejszej kuchni.
|
Takie pyszności tam serwują
|
Po wyśmienitym obiedzie, wyruszyliśmy na oślep do pobliskiej wioski, kompletnie spontanicznie, na rozejście smakołyków. Przeszliśmy całą wioskę. Nie spotkaliśmy ani żywej duszy. Wioska "opuszczona" przez turystów i oczekująca na lepszy moment. Dochodzimy do końca odśnieżonej drogi i wchodzimy na leśny trakt. Idziemy całkowicie w ciszy tutejszych lasów, przechodzimy postawione mosty na rzece i kolejne wycinki drzew. W oddali widzimy wioski, prawdopodobnie szczyt Łopiennik, Smerek, zachodzące słońce. Piękne miejsce na wyciszenie, pozbieranie myśli, zastanowienie się nad tym co w życiu jest najważniejsze i cenne.
|
Panoramy, panoramy |
Drugim miejscem, które polecamy to oczywiście wcześniej wspomniany przez Annę w innym poście restauracja "Paweł Nie Całkiem Święty". Świetna kuchnia, miła obsługa, naprawdę warto choć raz postać w kolejce w przedsionku restauracji :) z innymi wygłodniałymi. Czasami wydawało nam się że porcja powinna być przewidziana dla dwóch osób, ponieważ jedna nie jest w stanie tego pochłonąć. Polecamy zakosztować tego miejsca i tych specjałów.
|
Porcja dla jednej osoby😅 |
|
Herbatka |
Trzecim miejscem to "Pod Wysoką Połoniną". Schronisko połączone z bazą GOPR-u. Tutaj skromniej, też w drewnie ale bardziej nowocześnie i jaśniej ;) Tu nie chce się skupiać na daniach a wszelkiej maści ludziach których można posłuchać i czegoś się dowiedzieć. Wyobraźcie sobie po wejściu do restauracji... kilku gości przy rozłożonej dużej mapie obmyśla kolejne trasy skiturowe, znowu kolejne dwie osoby przy przysłowiowym schabowym, opowiada historie z dzisiejszego dnia zjazdu z Małej Rawki. Ja osobiście jestem zachwycony takim klimatem. Nawet nie zauważyłem, kiedy zjadłem racuchy z polecenia.
|
GOPR, schronisko, restauracja... |
|
Piękne racuchy |
Czwartym i ostatnim miejscem to "Oberża Pod Kudłatym Aniołem". Anna wypatrzyła to miejsce w momencie wycieczki do Leska albo jeszcze wcześniej. Ten dzień był wyjątkowym dniem, dniem pożegnania się z Bieszczadami, więc restaurację odwiedziliśmy w niedziele dość wcześnie jak na nasz normalny zapał. Sama restauracja była otwarta tego dnia od godziny 12.00, a nam już podano "Pierogi po Bojkowsku" o godzinie 11.00. Za to, że nas miło ugoszczono, chociaż restauracja dopiero się przygotowywała na przyjęcie gości, nie mogliśmy nie podziękować za miłe przyjęcie i podanie smacznego nigdy wcześniej nie widzianego dania. Szczerze polecamy.
|
Ostatnia bieszczadzka restauracja |
|
Wnętrze |
|
Pierogi po Bojkowsku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz