2022/01/08

Trzy Kopce Wiślańskie

Śmieszki 

"Góry sprzyjają pokorze, czyli prawdzie o sobie samym. Uczą jej między innymi przez to, że człowiek zmęczony wspinaniem nie ma ani sił, ani chęci, by udawać, by ukrywać swoją prawdziwą twarz." ks.R.Rogowski

Łukasz:

Trzy Kopce Wiślańskie były od jakiegoś czasu na naszej liście, ale bodźcem który zapoczątkował realizację wejścia, była znajoma, która Annie nakreśliła szlak,

który sama pokonała. Zaczynamy w Brennej, ale z dala od głównej trasy. Przed "centrum" kurortu turystycznego skręcamy w lewo i kierujemy się na szkołę podstawową nr. 1. Za nią znajduje się parking przy drodze, trochę dziki, od którego zaczyna się nasza przygoda. 

Zaczynamy się pomału wspinać żółtym szlakiem. Przechodzimy strumień i na razie szlak wygląda na dość przyjazny i opuszczony. Tylko ślady podeszw odbitych na świeżym śniegu sugerują, że nie jesteśmy sami. Osąd zmieniamy przy pierwszym większym podejściu.

Zima w górach ma swój urok 


Fotografia nie oddaje...zmęczenia 

Kolorowo WOŚP-owo

Pierwsze zakosy za nami

Trochę nam ciężko, ale ten ciężar zrzucamy na zmęczenie rozruchowe. Zawsze później po rozgrzaniu jest lepiej. Idziemy wzdłuż strumienia i przechodzimy wąskim urokliwym zboczem na drogę pożarową. 

Trochę z braku szczęścia, szlak w tym miejscu opada i nagromadziła się w tutaj woda roztopowa, która w tych okolicznościach zamieniła się w lodowisko. Wracamy, schodzimy z żółtego szlaku i idziemy dalej drogą w górę. Po dojściu do ściany lasu, wchodzimy "skrótem" prosto do góry 😅 

Pierwsze koty za płoty 

Ukryci 

Anna szczęśliwa 

Dużo zaoszczędziliśmy czasu i drogi, ale sporym kosztem siły. Podejście o dużym nachyleniu. Po szybkim nabraniu wysokości, mamy przynajmniej piękny widok na Brenną. Dochodzimy do niebieskiego szlaku, który był już bardziej uczęszczany przez turystów. Wydaje się patrząc na mapę, że przed nami lwia część drogi, ale od tej pory idzie się niezwykle przyjemnie i dość szybko. Mijamy polankę na Orłówej i pomału dochodzimy do nieczynnych wyciągów na Świniorce. Czas na posiłek tylko miejsca siedzącego brak 😟. Po chwili znaleźliśmy korzeń drzewa, który od tej pory służył nam jako ławeczka.

Mocne podejście 

Piknik time 

Po lekkim rozgrzaniu idziemy dalej. Mijamy pomniejsze domostwa i polany pokryte śniegiem. Czeka nas ostatnie podejście. Mijamy zielony szlak zejściowy. Dochodzimy do znaku i pięknej polany o nazwie Nowa Łąka. 


W tle

W czasie trasy

Polana przy Telesforówce


Mamy to

Piękne miejsce na odpoczynek, ale może nie w zimowym chłodzie. Kierujemy się do Telesforówki. Schronu turystycznego, którego właściciele nakarmią i trochę ogrzeją. 

Letnie atrakcje


Zimno ale nie wiało 

Po zrobieniu sobie uczty w postaci naleśników, gorącego barszczu i popijając gorącym winem skłaniamy się do powrotu. Na odchodne, tutejszy kotek odprowadził nas na najbliższy skrót, idąc wzdłuż płotu do stromego, ale krótkiego dojścia do szlaku zielonego. 

Nasz przewodnik

I już nas zostawia wierząc że sobie dalej poradzimy sami

Czeka na nas jeszcze widowiskowa polana, która de facto jest ostatnim zachwycającym miejscem w dzisiejszym dniu. Anna  szaleje w przypływie emocji, które nagromadziły się przez całą wyprawę. 

Anna w stanie

Pa Pa

Po 1,5 km dochodzimy do asfaltowej drogi, którą kierujemy się w dół, mijając wyciągi na Świniorkę i kompleks SPA. Po kilkunastu minutach i zachodzącym już słońcu dochodzimy do samochodu.

Anna:

Nastał nowy rok a wraz z nim pomysły na nowe wędrówki. Styczeń nie obdarzył nas dużą ilością śniegu, przynajmniej na trasie Trzech Kopców. To było nasze pierwsze wyjście w góry po miesięcznej przerwie i moim wyczerpaniu pandemiczną zarazą. Już na początku szlaku poczułam, że moja kondycja jest bliska zerowej. Kaszel wciąż mnie męczył swoją uporczywością. Pierwszy odcinek pokonywaliśmy w bardzo wolnym tempie. Musiałam przystawać i dać sobie czas na wykaszlenie, jak u gruźlika. Odcinek stromego podejścia pokonałam dzięki fizycznemu wsparciu Łukasza. Nasza winda zadziałała;) Potem organizm zrobił się bardziej łaskawy i spokojnie doszliśmy do Telesforówki. Z tego całego zaaferowania, pominęliśmy kluczowe trzy kamienie ;) No tak bywa czasami. Schronisko oferowało tylko schronienie na tarasie, niestety dość zimnym, pomimo ogrzewania. Ale grzane wino podziałało jak należy. 

Z jednej nogi na drugą 


Aż zdjęcie zamarzło 

W tyle 

Na odpowiedniej wysokości 

Na szlaku można było nasycić się 



Gulasz Anny


Ni stąd ni zowąd pojawił się kotek, który zaczepnie łasił się do nóg. Kulturalnie odprowadził nas do lasu i zniknął tak niespodziewanie jak się pojawił. Droga w dół początkowo okazała się stroma, ale radość z faktu, że udało się przezwyciężyć własną niemoc sprawiała, że nie chciałam kończyć tej wędrówki.

W dobrych humorach 


Gorący barszcz nastrajał x2

Widok z Telesforówki

Zachód 

I nagle z lasu wyszliśmy na malowniczą polanę, z której rozpościerał się fascynujący widok na okoliczne pasma górskie. W stanie niepohamowanej radości .... pofrunęłam w dół, co Łukasz nie omieszkał utrwalić na filmie. W tej jednej chwili dałam upust szczęściu z tego, że mogłam po tak długim czasie wyjść z domu i cieszyć się przyrodą. Na nowo. Nieopisane uczucie.


Łukasz "szaleje" 

Ostatnie widoki 



Słońce nas wprawdzie nie porozpieszczało, ale ten dzień okazał się dobrym treningiem na przyszłość. Jak również pierwszym etapem nowych wypraw.

Zobacz film pod linkiem

Nasza trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz