"Czasami cierpienie stwarzało we mnie dziwne poczucie satysfakcji. Siła psychiczna do dawania z siebie zawsze 100 procent, gdy po prostu wiedziałem, że daję z siebie wszystko, wystarczyła, by pójść o krok dalej: wykształciła poczucie dumy z ukończonego zadania"
Nimsdai Purja
Anna:
Gdy dojechaliśmy na miejsce poczułam od razu, że taki koniec świata to moje miejsce na ziemi.
Zaparkowaliśmy przy kościele;) I nagle zaczęło padać. Deszcz letni w tym roku jeszcze nie towarzyszył naszym wędrówkom. Ale najwyraźniej wiadomo, że nie znoszę upałów i na drogę wspinaczkową aura zafundowała nam spacer pod .... parasolem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego wzbudzamy tym sensację! Wejście żółtym szlakiem od początku jest bardzo trudne i tylko w takim orzeźwiającym deszczu było to możliwe. Zapach deszczu w lesie jest po prostu cudowny.
|
Droga daje w kość ale widoki są w mgnieniu oka |
|
Mój fiolet w przyrodzie:)
|
|
Mgła oblewa zbocza szczytów |
Wprawdzie widoki były mocno ograniczone, praktycznie do zera, ale przy tak ostrym podejściu nie miało to dla mnie znaczenia. Po części dlatego, że wiedziałam, że na szczycie powita nas........ słońce. :) Ale póki co dzielnie wspinałam się do góry, co jakiś czas przystając, aby złapać oddech. Zdjęć praktycznie nie robiłam. Wsłuchując się w deszcz zapomnieliśmy uwiecznić ten cudowny dźwięk a na szczycie było już za późno. Oczywiście, przestało padać.
|
Polana przy schronisku |
|
Szukamy tego szczytu |
Polana, z której roztaczają się widoki na pasmo Wielkiej Raczy, zachwyciła nas. Powoli mgła ustępowała i mogliśmy podziwiać okoliczne szczyty. Jedyne co jest ważne w takich chwilach to chłonięcie widoków. Po jakimś czasie z nadzieją na coś ciepłego, udaliśmy się do schroniska. Niestety - duże rozczarowanie. Oprócz grzanego wina, nic wartego uwagi. Samo wnętrze to również mała dziupla. A można by pomyśleć, patrząc z zewnątrz, że budynek kryje w sobie coś więcej. Spędziliśmy trochę czasu grzejąc się, gdyż pogoda pomimo lipca była zaskakująca. Schronisko okazało się jednym z najsłabszych, w których byliśmy.
|
Popsuta pogoda |
|
Nie możemy znaleźć |
|
Polana pod Wierchem...bajkowa |
|
Moja Anna |
|
Miejsce do zadumy
|
|
Zbiegam na obiad. Nie wiem jeszcze co mnie czeka za chwilę |
Nacieszyliśmy się pejzażami jakie tego dnia było nam dane zobaczyć i ruszyliśmy z powrotem. Przyjemny spacer, tym razem bez parasola;) Nim zeszliśmy całkiem na dół zrobiło się potwornie gorąco. Powtórny żar! ;)
|
Klimatyczne widoki
|
Łukasz:
Ja osobiście nic nie wiedziałem o tym miejscu jak i pewnie o wielu innych. Anna dostała cynk więc nie zostało nam nic innego jak to sprawdzić. Wytypowałem szlak, który nie byłby tylko półgodzinnym spacerem, ale bardziej wymagającym przeżyciem. Gdy tylko wyszliśmy z samochodu na parkingu pobliskiego kościoła w miejscowości Glinka, zaczął padać deszcz i zaczęła się przygoda. Wybrałem szlak żółty, który po minięciu kościoła, mocno zmienia swoje nachylenie. I tak było przez cały czas, aż do pułapu 850 m n.p.m. Mijaliśmy piękne domki z pięknymi widokami, do których nie zazdrościmy dojeżdżać, a "codzienne" zakupy nie należą do przyjemności.
|
Anna prezentuje nowy styl z jedną nogawką podwiniętą 😉 |
I tak w deszczu pod parasolem wchodzimy na wypłaszczenie. W międzyczasie mijają nas dwie osoby jadące konno do schroniska. Pan w starszym wieku z kapeluszem i płaszczu rodem z Dzikiego Zachodu zostanie niezapomniany przeze mnie. Mając wysokość powyżej 900 m, trasa staje się marzeniem każdego turysty. Dochodząc do Bacówki Krawców Wierch, deszcz przestaje padać. Schronisko znajduje się na pięknej polanie, a z tymi dwoma końmi wyglądało zjawiskowo.
|
Gdzieś tam te koniki są
|
|
Krawców za drzewami |
Mijamy na razie to miejsce, aby w pierwszej kolejności wejść na szczyt. Po kilku minutach dochodzimy do końca żółtego szlaku i dalej niebieskim dochodzimy według GPS do szczytu. Przykro nam się zrobiło, ponieważ nie było żadnej tabliczki. Wróciliśmy się i zeszliśmy ze szlaku w kierunku najwyższego punktu tego wzniesienia, ale tu również nic nie znaleźliśmy. Zrezygnowani wróciliśmy na polanę.
|
Pogoda zmieniła się diametralnie |
|
W środku nawet przytulnie |
Chmury trochę rozwiało i wreszcie dostrzegliśmy jakie to miejsce skrywało przed nami widoki. Weszliśmy do bacówki, a tam nic nadzwyczajnego. Dobrze że zrobiło się miejsce, to mogliśmy siąść przy dużej ławie. W menu nic dobrego. Wydaje mi się że to pierwsze schronisko, w którym nic nie przypadło nam do gustu. Szkoda. Zjedliśmy swój prowiant, popity gorącym winem i w drogę powrotną. Pogoda się poprawiała, więc i humory również dopisywały.
|
Zapis naszej drogi |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz