|
Szczeliniec |
"Pomoc partnerowi powinna być w nas głęboko "zaszyta". Jeśli ktoś nie ma tej elementarnej empatii, nie można go nazwać człowiekiem gór. "
P. Pustelnik
Anna:
Zbudziłam się o świcie, bo góry wzywały 😉
Powód był też inny - dzień wcześniej podjechaliśmy w miejsce, z którego rozpoczyna się szlak i utknęliśmy... w gigantycznym korku. Oczywiście natychmiast się ewakuowaliśmy. Dzięki urokliwemu noclegowi oddalonemu raptem... 8 minut od podejścia na szczyt mogliśmy wyruszyć wyjątkowo wcześnie. I tym sprytnym sposobem byliśmy prawie pierwsi. Niebywały wyczyn jak dla mnie 😉
|
Ciągle w drodze |
|
A droga bywa zmienna |
|
Wstęp |
Patrząc od podnóża gór wydawało mi się, że szczyt jest niebotycznie wysoko. Góry całkowicie inne niż te, które do tej pory widzieliśmy. Pionowe skaliste skały sprawiały, że chciałam się w nich trochę... zagubić. Szlak od początku prowadzi schodami wijącymi się pomiędzy skałkami. To niezwykle malownicza trasa w jakże ciekawym lesie. Korzystaliśmy z tej ciszy i przystawaliśmy dość często aby porobić zdjęcia. Muszę dodać, że znak przy wejściu, oznajmujący, że jakoby... 40 minut dzieli mnie od szczytu, bardzo mnie rozbawił. Jednak jak się okazało, faktycznie na górę doszliśmy w zbliżonym czasie! Spore zaskoczenie, przyznaję. |
Skały nas otoczyły |
|
Urokliwe przejścia |
|
Panoramy ze szczytu |
|
Natura znajdzie sposób |
Tylko jak tutaj o 9-tej jeść naleśniki w schronisku? Nie zdążyłam zgłodnieć. A szkoda, bo myśl o tym jedzonku zostanie ze mną na resztę dnia. Przynajmniej zakupiłam pocztówki i zostawiliśmy nasze zakładki 😊
|
Ale wysoko!
|
|
My znowu |
|
Widoki ze szczytu |
|
Mała sesja 😉 |
Za schroniskiem kupuje się bilety na główną trasę turystyczną, która dopiero tutaj otwiera przed nami swoje piękno. Czeluści piekielne, przejścia między wąskimi płytami skalnymi, kojące zimno w formacjach skalnych i punkty widokowe na skałach - to wszystko tworzy niezwykły koloryt tego miejsca. Na jednej ze skał robimy sobie przerwę na herbatę i małe smakołyki. Z takiej wysokości można obserwować świat w nieskończoność. Dotarcie do miejsc tak wysoko położonych to możliwość spojrzenia na życie z dystansu. Dla mnie idealna okazja, aby odciąć się od cywilizacji. Choćby na tę krótką chwilę.
|
Ten kamyk wreszcie spadnie |
|
Wąskie przesmyki |
|
Obóz rozbity
|
|
Droga zejściowa |
|
Kolory |
|
Mamy szczęście do fotografów |
|
Takie szczeliny |
|
Małpolud |
|
Za mną wielbłąd |
|
Kaczęta |
|
Najwyższy punkt Szczelińca |
Schodzimy osłonięci lasem i decydujemy się na jeszcze jeden przystanek. Po prostu żal opuszczać to miejsce. Trzeba przyznać, że szlak jest bardzo zadbany i czysty. Nagle usłyszeliśmy jakiś szum, który zaczął narastać do momentu gdy wpadliśmy prosto z lasu na procesję ludzi. Co za koszmar. Ten tumult, zgiełk. Nie do opisania. Wskakujemy do auta wdzięczni za to, że mogliśmy doświadczyć Szczelińca w ciszy.
|
Powrót ścieżką prosto w dół |
|
A to już wodospad zakochanych |
W związku z tym, że mieliśmy cały dzień przed sobą to po obiedzie stwierdziliśmy, że udajemy się na... Orlicę. A co! 😉 Zostawiamy autko przy wejściu na szlak i udajemy się w głąb lasu. Ścieżka pnie się w górę, lecz na tyle spokojnie, że nie czuję się zmęczona. Po kilkudziesięciu minutach dochodzimy do pięknej drewnianej wieży, która zdobi ten szczyt. Wspinam się dziarsko, bo konstrukcja jest... przyjazna ludziom 😊 Nie ma mowy o odczuwaniu lęku wysokości. Na ostatnim tarasie rozkoszujemy się pejzażami, które w promieniach słońca tworzą magiczny spektakl. Góry ciągną się po horyzont i z każdej strony krajobraz jest inny. Schodząc znajdujemy tabliczkę z nazwą Orlica. Po sesji zdjęciowej udajemy się tym samym szlakiem w dół. Było to wyjątkowo niemęczące podejście.
Prawdę mówiąc ten dzień był wyjątkowy i nie mam na myśli tutaj dwóch szczytów na które się wspięłam, ale cały ogrom wrażeń, który temu towarzyszył i krajobrazy, które w tak idealnych warunkach, zaskoczyły mnie swoim majestatem. Selekcja zdjęć była niezwykle wymagającym wyzwaniem. Mam nadzieję, że Wam się spodobają 😊
|
Wejście w tym momencie szlakiem mniej uczęszczanym |
|
Szczyt Orlica |
|
Z wieży |
|
W całej okazałości |
|
Szukam wieży na Jagodnej |
|
Ten światłocień zatrzymał mnie na długo |
Łukasz:
Tak jak wspomniała Anna, to było nasze drugie podejście. Pierwsze było totalnie nieudane. Przy drugim dało się spokojnie poczuć magię gór. W całej relacji fotograficznej na pewno zauważycie, że ilość osób, która została przez nas uchwycona na zdjęciach nie jest przytłaczająca. Przyjechaliśmy około godziny 8.00. Na parkingu jeszcze nikt nie chciał od nas pieniędzy. Wszystkie budki ze wszystkim o czym dusza może zamarzyć, dopiero były otwierane. Wybraliśmy najpopularniejszy szlak żółty z miejscowości Karłów. Ta popularność i dostępność rodzi to wszystko, co nie związane z tematyką gór w tym miejscu. Wchodzimy do Parku Narodowego Gór Stołowych. Zaczął otaczać nas wreszcie las. Dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Mamy tu szlak wejściowy i zejściowy oraz szlaki prowadzące z innych punktów startowych. Kierujemy się na ten pierwszy o kolorze żółtym.
|
Tutaj rozpoczynamy |
Szlak zbudowany jest na bazie kamiennych stopni i obarierowany ze wszystkich stron. Pomału mijamy charakterystyczne formacje skalnych, które towarzyszą nam już do samego końca wyprawy. Co chwila można wyciągać aparat i robić zdjęcia wyłaniającym się nowym blokom porośniętym mchem. Pomału pniemy się do góry. Szlak nie nastręcza trudności. Idziemy jak po nitce do kłębka. Nie można nigdzie zboczyć i zgubić się. Prosto do celu, czyli do Schroniska na Szczelińcu. Mniej więcej w połowie trasy do schroniska, zmieniamy szlak na zielony. Mamy coraz to ciekawsze i bardziej okazałe skały. Nawet raz musieliśmy schylić głowę :) Zaczynają się wąskie przejścia i rozpadliny.
|
Wciąż pusto za nami |
|
Już prawie koniec "wspinaczki" |
Schronisko na szczycie jeszcze puste, ale trwają mocne przygotowania na nową masę turystów. Zrobiliśmy kilka zdjęć okazałej panoramy spod schroniska jak i z podestu widokowego. Pieczątka odbita, zostawione wizytówki w postaci naszych zakładek i pora ruszać dalej. Zwiedzanie dalszej części Szczelińca, odbywa się już w części płatnej z kasą biletową i wejściem za schroniskiem.
|
Schronisko |
|
Byliśmy tu |
|
Trochę ciasno |
Koszt wejścia 12 zł od osoby. Tutaj mamy o wiele więcej atrakcji wizualnych. Co chwila natykamy się na tabliczki z nazwami formacji skalnych. A więc na przystawkę mamy "Kaczęta", a później jest tylko lepiej. "Wielbłąd", "Małpolud", "Diabelska kuchnia" i wiele innych. Z każdą kolejną nazwą, zastanawiamy się... co nas jeszcze czeka? O dziwo w "Diabelskiej kuchni" był miły chłód zamiast gorąca ;) W tej części schodzimy w dół schodami w szczelinie skalnej. Po czym za chwilę wchodzimy do góry z oporęczowaniem w postaci łańcuchów. W jednym miejscu musiałem zdjąć plecak, ponieważ było za wąsko.
|
Z najwyższego punktu |
|
Diabelska kuchnia |
Ludzie z klaustrofobią, powinni dowiedzieć się czy są alternatywne ścieżki omijające newralgiczne punkty. Anna poradziła sobie z tą przeszkodą koncertowo i dziarsko bez zastanowienia przemknęła przez utrudnienie. Dotarło do nas, że w tej części już płatnego zwiedzania, jest o wiele mniej ludzi, ale może to być tylko złudne. Gdzieś w oddali słyszymy tłum turystów, który zmierza w naszą stronę. Musimy się odrobinę pośpieszyć, aby przynajmniej nie musieć czekać w kolejce w przewężeniach i w nieco trudniejszych i bardziej wymagających miejscach. Dochodzimy do ostatniej atrakcji tego miejsca, czyli punktów widokowych. Na miejscu rozbiliśmy obóz i zaczęliśmy się posilać tym co mieliśmy.
|
Z jakich to czeluści wychodzę?! 😉 |
|
Wąskie przesmyki cd. |
|
Widoki urzekają |
|
Prawie koniec |
Został nam powrót i zejście do parkingu. Przystanęliśmy jeszcze na nowych ławeczkach przed samym dojściem do szlaku żółtego. To nic, że mijaliśmy ludzi szlakiem zejściowym jednokierunkowym, którzy chcieli na górę wejść. Poniżej, na łączeniu szlaków czekał nas "cyrk". Tyle ludzi szło w górę w jednej chwili, jakby przyjechał pociąg na stację i wszyscy pasażerowie zaczęli się z niego wylewać na peron. Na szczycie za 50 minut będą dantejskie sceny. Nam zostało wrócić na parking, zapłacić za niego i jechać na kolejną przygodę jaką będzie wejście na szczyt Gór Orlickich. Ale wcześniej jeszcze zajrzeliśmy po drodze do Radkowa nad Wodospad Pośny. Parking jest przy krętej drodze i idzie się tam zielonym szlakiem do 10 minut. Nic szczególnego, ale kiedyś był to okazały teren, o wiele bardziej zadbany z wybudowanymi fontannami. Można jeszcze znaleźć w intrenecie stare pocztówki czy zdjęcia z czasów rozkwitu.
|
Za nami wodospad |
|
Pomysłodawcami tego miejsca |
|
Tyle z tego zostało |
Omijamy Radków i zmierzamy trochę na około przez Polanicę-Zdrój, Duszniki-Zdrój do Zieleńca na obiad. Po posiłku trafiamy do "Przystanku Alaska" po pieczątkę ze względu, że na szczycie jej nie ma. Z tego punktu szlakiem zielonym, można dojść na Orlice, ale my chcieliśmy jednak trochę mieć więcej ciszy i spokoju. Nasz szlak zaczął się "Pod Sołtysią Kopą". Można zaparkować bezpiecznie na poboczu drogi lub na pobliskim parkingu z piękną panoramą. Zgodnie z tabliczką, czas wejścia to około godziny.
|
Szlak bywał ładny |
|
i odkryty |
Szlak w lesie, spokojny, mało uczęszczany. Przy końcu w okolicy wieży widokowej, wychodzimy na otwartą przestrzeń i jest trochę gorąco. Wieża widokowa jest konstrukcją drewnianą, szeroką i dla wszystkich przystępną. My jednak na początku chcemy zdobyć szczyt po stronie czeskiej. Oznaczony jest przez okazały obelisk z nazwiskami różnych osób, które na niego weszły. Mamy tutaj Fryderyka Chopina. Wysokość 1084 m n.p.m. jest nasza.
|
W całej okazałości |
|
Szczyt po stronie czeskiej |
Wracamy do wieży. Panoramy przepiękne. Z nowopowstającymi wieżami wiążą się pewne kontrowersje, takie że powstają dosłownie wszędzie. Przez to na pewno Orlicy przybędzie odwiedzających. Czy o to chodzi w propagowaniu wędrówek górskich?
|
Panoramy z wieży |
W drodze powrotnej zahaczyliśmy hamakiem o dwa drzewa. Po wyczerpującym dniu i dawce wrażeń, należy nam się odrobina odpoczynku. Koniec dnia, czas wracać.
|
Świetne wypieki |
Zobacz film pod linkiem
|
Ślad ze Szczelinca |
|
Ślad z Orlicy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz