2021/04/18

Hrobacza Łąka

Cieszymy się sobą i wejściem

Łukasz :

Mam myśl graniczącą z pewnością, że większość ludzi którzy planują trasy w rejonie naszych tras zakładają coś innego niż my. I albo byli tutaj i wiedzą co ich czeka i są mądrzejsi o to doświadczenie albo idą na chybił trafił za innymi. Mamy kilka takich tras, gdzie napotkani turyści w większości albo wszyscy, idą w przeciwnym kierunku. To czasami jest zabawne. Czy oni wiedzą coś czego my nie wiemy?

I to właśnie była jedna z tych wędrówek. Zakładamy postój przy tamie Elektrowni Wodnej Porąbka. Parking bezpłatny znajduje się na niebezpiecznym zakręcie miejscowości Żarnówka Mała. Niedaleko mamy czerwony szlak. Założyłem wejście od razu z parkingu, aby nie iść wzdłuż ruchliwej drogi. Mamy zarośnięte schody, a za nimi drogę pod górę. Z mapy wyczytuję, że ona w pewnym momencie łączy się z naszym szlakiem. Rozczarowanie było niewielkie, ale już na samym początku, ponieważ droga nagle się kończy szlabanem z informacją o terenie prywatnym. Nic to, przechodzimy za strumień i mocno w górę do powyższej drogi leśnej. 

Nie zakładany skrót okazał się mocnym podejściem


Wyłaniające się pierwsze widoki

Lekko się cofamy i znowu drogą leśną dochodzimy do szlaku czerwonego. Tutaj pniemy się do góry. Nie jest już takie mocne podejście, jak chwilę wcześniej na leśnych bezdrożach. Skracamy drogę, omijamy zakręt w prawo, aby iść śladem dzikiego zwierza. Co w ogólnym rozrachunku wychodzi średnio. 
Budząca się natura na wilgotnych od wód źródła stokach

Mokry śnieg to najgorsze co może być



Przeciskany się przez chaszcze i ciężki mokry śnieg. Znowu wracamy na szlak i pomału szukamy bezpiecznej przystani na odpoczynek. Punkt widokowy na wysokim drzewie z prowadzącą drabiną nie był tym czego szukaliśmy. 

Tam na górze mamy punkt widokowy, do którego prowadzi mokra drewniana drabina
 
Szlak robi się bardzo mokry. Spływa nim woda ze źródła powyżej. Nie daleko niego znaleźliśmy zakopany w śniegu pniak i na nim chwilę odpoczęliśmy. 
 
Odpoczynek na pieńku przy źródle

Dalej mało kogo spotykamy. Coraz więcej mokrego śniegu i kałuż. Nieprzyjemny czas na górskie wędrówki. Anna o dziwo chwyciła wiatr w żagle i uciekła mi bardzo do przodu. Szukam widoków, ale kryją się i nie widać ich ze szlaku. 
 
Tam daleko to Anna drąca do góry
 
Dochodzimy Pod Bujakowską Górę. I na tym odcinku dopiero spotykamy ludzi... oczywiście idących w przeciwnym kierunku niż my :) Na tym odcinku mamy trochę więcej krajobrazów. Tak naprawdę widoki i więcej turystów doświadczamy po połączeniu się z żółtym szlakiem biegnącym od strony Kamieniołomu Kozy. 

Korzystamy ze śnieżnych teł


Tu to były widoki



Po kilku chwilach dochodzimy do krzyża milenijnego na Hrobaczej Łące. Krzyż widoczny jest bardzo dobrze z trasy nr 52 Bielsko-Biała, a Kobiernice. Selfi, zdjęcia i do schroniska. Schronisko na Hrobaczej Łące zostało odbudowane po niedawnym pożarze. 


Schronisko a przy niej łąka

Przed nami droga powrotna

Zawsze w takich miejscach mamy problem z gotówką. Karty nie honorują, a z gotówką krucho. Starczyło nam na porcje frytek i pół !! kubka grzanego wina. 

Szybko schodzimy w dół żółtym szlakiem, ponieważ trochę nas przemoczyło. Wiemy, że nieopodal jest piękna łąka, ale przy tym śniegu się nie da iść, aby nie być mokrym. Fenomen tej trasy zaraz nas uderzył. Po chwili doszliśmy do asfaltowej drogi. Suchej, szerokiej i wygodnej. Może to niektórych przekonało, aby zacząć od tej drugiej strony wchodzić. Podziwiamy widoki rozpościerające się z domków na zboczu. 

Po śniegu ani śladu. Za to mamy ślady jeleni

W pewnym momencie schodzimy ze szlaku przed lasem i idziemy drogą między domami. Nie chcemy iść ruchliwą trasą, która nie ma chodnika, ani pobocza. Podziwiamy różnorodną architekturę tego miejsca. Dochodzimy do polany z amboną. Z gęstwiny wyłaniają się jelenie. Częściowo zarośniętą ścieżką, idziemy w dół razem z napotkaną zwierzyną i dochodzimy do drogi, która prowadzi nas koło parkingu. Jeszcze rzut oka na tamę i  czas w drogę powrotną. 
 
Wędrówka nas doświadczyła wspomnieniami
 
 
Anna:

Dzisiejsza wędrówka była dla mnie niewiadomą, gdyż nazwa szczytu kompletnie nic mi nie mówiła. Łukasz wybrał taki szlak, że już od początku było pod górę. Mocno pod górę;) Zmęczyłam się zatem już dość szybko, ale to nie powód, żeby nie iść dalej. Co mnie zaskoczyło to warunki śnieżne, które okazały się najgorszymi z dotychczasowych. Śniegu na szlaku było całe mnóstwo, niestety był to śnieg głęboki na etapie topnienia. Brodzenie w czymś takim jest podwójnie wyczerpujące. Ale ja siłą woli chciałam chyba zatrzymać tę wyjątkową piękną zimę w górach. W tym roku - jak już wiecie z naszych wcześniejszych relacji - doświadczyliśmy najpiękniejszej zimy w życiu. Pewnie dlatego tak ją określam, gdyż miałam możliwość podziwiania jej często w tym roku. Takie pejzaże zostaną już w pamięci na zawsze.
Dzisiaj, jako że mamy już kwiecień, krajobraz znacznie się różnił. I taki spływający śnieg napawa mnie smutkiem. Po prostu.
 
Piękno lasu

Mój wędrowiec



Punkt widokowy;)


 Przystanek na pieńku faktycznie mnie zregenerował i poczułam, że mogę iść dalej już z mniejszym trudem. Warto było się posilić. Może powinniśmy takie przystanki robić regularnie? 
W pewnym momencie otworzyła się przed nami piękna panorama na niżej położone wioski. Słońce wyszło, aby dodać kolorów naszym zdjęciom. Pięknie :)

 
Sprzęt zawsze w gotowości
 
Czasami było lepiej brodzić w śniegu

Łukasz szukający widoczków


Przed nami jeszcze trochę
 
A na dole zielono!

W tej części nie było tak cicho



Tam już raczej wiosna:)

Z uśmiechem na górę:)

Dotarliśmy do krzyża, który do tej pory oglądaliśmy z trasy, świecący w całej w swojej pięknej czerwieni. Znajduje się przy nim platforma widokowa i miejsce na odpoczynek. Oczywiście był to czas na fotografię.
Krzyż milenijny


Tuż obok, poniżej, znajduje się schronisko, którego dach pokrywała gruba połać śniegu. I właśnie w trakcie naszego pobytu, odśnieżanie trwało w najlepsze. Przyjemna obsługa, której zostawiliśmy nasze zakładki, jednak nie wykazała się gestem napełnienia kubka do pełna;) Tak bywa. 
 
Schronisko pełne śniegu

Schodząc ze schroniska było jeszcze trudniej, gdyż zapadaliśmy się w śliskim śniegu co jakiś czas niekontrolowanie rozpędzając się po jego powierzchni. Zastanawialiśmy się czy nie ubrać raczków, ale byłoby to jeszcze bardziej skomplikowane zejście niż bez nich. Takie balansowanie ciałem przy każdym kroku dało się odczuć w nogach. To było bardzo męczące zejście. I ku naszemu zdziwieniu niedługo minęło, gdy wpadliśmy na .....asfalt. Od tej strony podejście na Hrobaczą Łąkę nie miałoby prawie żadnego uroku. Samochody podjeżdżają najdalej jak tylko jest to możliwe. Dlatego pewnie turyści wybierają drogę w przeciwnym kierunku. Łatwiej, krócej i mniej krajobrazowo.
 
Obłędny widok przy schronisku


Schodzimy a raczej zbiegamy



Staw należący do Elektrowni Porąbki-Żar


Prawie jak norweski fiord

Ale potem było coś jeszcze a mianowicie......skrót, który wynalazł specjalnie dla mnie Łukasz. No słuchajcie! To była po prostu jazda bez trzymanki. Wejście w gęsty las, a w nim stado jelonków. Coś pięknego. Można tak stać w bezruchu i obserwować w nieskończoność. Ale w końcu gdzieś pognały;)
A potem ostre zejście po zboczu. Myślę, że nikt tędy wcześniej nie szedł. Uwielbiam przecierać szlaki i przedzierać się przez chaszcze:) Mój żywioł!
 
Idąc za jelonkami

Cudna rzeczka u podnóża góry

Spojrzenie na jezioro
 
Trasa na Hrobaczą Łąkę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz