2021/03/24

Śnieżnik w chmurach - Korona Gór Polskich - DPG

"Bo w życiu liczy się nie to, czy nagrodzą nas oklaskami, lecz to, czy będziemy mieli odwagę iść naprzód mimo braku gwarancji uznania" A. Towles

Czy coś widać?! ;)

Szczęście w wyjątkowy dzień

Łukasz:

Był to wyjątkowy dzień z różnych względów tylko nam znanych. Jednym z nich były Anny urodziny. Chcieliśmy uczcić je wejściem na Śnieżnik. Dawno temu, Anna wyjawiła mi swoje marzenie

wejścia na ten szczyt w masywie Śnieżnika w zimie. 24 marca to już nie kalendarzowa zima, ale zgodziliśmy się, że jeśli za oknem jest śnieg i poniżej zera to dopuszczamy takie wejście ;) Przyjemności chodzenia po górach w środku tygodnia nic nie przebije. Pustki na parkingu w Międzygórzu wróżą różną przyszłość na szlaku o czym przekonamy się później. 

Skocznia narciarska sprzed lat

Wymarzony szlak

Mija nas cały pluton polskich żołnierzy pod bronią, mobilnym radiem do łączenia się z "bazą" i dużym namiotem. Chyba byli po ćwiczeniach. Mijamy miejscowy punkt GOPR-u i wchodzimy "w las" czerwonym szlakiem. Droga jest szeroka, ośnieżona i bezludna. Towarzyszy nam strumień i dziwne konstrukcje drewniane zawieszone na drzewach. Nie poznałem znaczenia tych oryginalnych budowli.


Most nad rzeką 

Zmrożony las

Mijamy most nad strumieniem i pomału wyłaniają się zbocza jednolicie ubarwionego lasu. 

My ciągle na zimowo

Monumentalnie

Marzenie niektórych 


 W oddali słychać pług na leśnych ostojach. Trawersujemy zgodnie z wytyczoną drogą. Poniżej widzimy podchodzących narciarzy. Wraz z podchodzeniem coraz wyżej, spada temperatura. Po chwili drogę, którą bardzo dobrze się szło i nawet nie odczuwaliśmy pokonywanych kilometrów i przewyższenia musieliśmy porzucić na rzecz wąskiej ścieżki. Było to już na wysokości 960 m n.p.m. Wychodzimy z lasu i nieopodal zwalonego drzewa rozpościera się piękny widok na Łysą Górę i Szeroką Kopę. 

Anna w akcji


Warunki coraz "lepsze" 



Dziewiczy śnieg 

Zaczynamy iść wyraźnym zboczem, gdzie z jednej strony mamy zmrożony las, a z drugiej mocno nachyloną w dół skarpę. Wchodzimy w chmurę. Mamy lekką mgiełkę. Coraz mniej widać przed i za nami i coraz mniej widoków. Mijamy punkt widokowy. 

Zaczyna się... widać coraz mniej 
 
Wychodzimy za załomu drzew i widzimy Schronisko na Śnieżniku, które jest na wysokości 1220 m n.p.m. Musimy pokonać kilkanaście dobrych metrów do schroniska wchodząc pod mocną górkę.

Sceneria bajkowa 

Tu jeszcze nie wiem co czeka mnie za rogiem;)

Zamknięte schronisko

Rozczarowało nas to miejsce. Okazało się miejscem zamkniętym do kwietnia. Tylko wyszły nam na powitanie dwa psotne koty. Siedliśmy z Anną na murku i zaczęliśmy rozgrzewać się herbatą z termosu i suchym prowiantem. Przyszła również grupa skiturowców, która notabene towarzyszyła nam do samego szczytu. Szlaków i dróg nieoznaczonych jest tak wiele, że ciężko czasami przewidzieć, kogo i ilu turystów spotkamy "w punkcie zbornym" na łączeniu szlaków. Po odpoczynku i nabraniu sił, wracamy na szlak. Tym razem zielony. Zaprowadzi nas do celu. Idziemy wśród czap śniegu. W punkcie łączenia szlaku zielonego z czerwonym, zostaje nam ostatnie podejście, 126 metrów przewyższenia z wisienką w postaci chmury na wysokości nas. 


Mało co widzieliśmy, ale tabliczkę nie sposób pominąć 
 
Męczące podejście z dodatkiem dezorientacji. W pewnym momencie, gdzie się nie spojrzało tam biel. Anna poczuła niepokój. Ta biel mgły wdziera mi się do oczu. Czułem jakbym ślepł. Na granicy widzenia oka miałem dziwne złudzenie. 

Wzrok można oprzeć tylko na tym


Parliśmy z Anną mocno do góry. Tyczki wyznaczały naszą drogę. Co jakiś czas widzieliśmy postacie które wyłaniały się i znikały. Co kilka metrów spoglądałem na naszą pozycję w telefonie. Nagle widzimy grupę skiturowców. Domyślamy się, że to szczyt. Dotarliśmy na 1426 m n.p.m. i tym samym weszliśmy na Śnieżnik. 

Urodzinowy szczyt

Zapaliliśmy urodzinowe świeczki i wypiliśmy zdrowie gorącą herbatą. W dość skrajnych warunkach pójście dodatkowo do źródła rzeki Moravy i odwiedzenie kamiennego białego słonika po czeskiej stronie było ryzykowne. Po zrobieniu zdjęć białej mgle podjęliśmy decyzję o zejściu ;) Już w dobrych humorach i odmiennego stanu, zeszliśmy do schroniska. 

Takiej zimy życzymy sobie za rok

Chmura opada 

Wspieramy się nawzajem 

Obierając za drogę powrotną szlak żółty, a później niebieski, szliśmy zboczem Smrekowca. Żegna nas stado kozic. Mijamy mocny wyrąb drzew i dochodzimy do punktu startu naszej wędrówki. Tak oto kończy się wyprawa pośród chmur. Jutro czeka nas zwiedzanie okolic. 

Kozica nas żegna


Anna:

Śnieżnik - moje marzenie do zdobycia w śniegu, zimą i dokładnie w dniu urodzin!! Jakiś czas temu miałam taką wizję i oto nadszedł dzień spełnienia. Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszej scenerii i atmosfery. A to co miało wydarzyć się na szczycie przeszło moje najśmielsze oczekiwania i całkowicie odmieniło wszystko. Życie stało się inne. Pełniejsze. 

Domy niezamieszkane 

Szeroki szlak nas przywitał 


 Ale póki co jesteśmy u podnóża góry i na początku szlaku. Dzień - środa - również nie mógł lepiej zbiec się z moim celebrowaniem. Jak można przypuszczać wiązało się to z brakiem jakichkolwiek istot ludzkich wokół. Czy mogłam to sobie lepiej wyobrazić? Z pewnością nie. Wyszliśmy wcześnie rano czyli ok 9-tej;) Świadomość, że mam przed sobą cały dzień i nie muszę donikąd się śpieszyć wprawiała mnie w swoisty błogostan. Wchodząc w las mogłam nasycać się ciszą nieśpiesznie, w swoim tylko znanym tempie.  Podziwialiśmy niezwykły las porastający masyw Śnieżnika i nie mogliśmy przestać zachwycać się nieskazitelnym pięknym śniegiem. Czułam się w swoim żywiole. Nic nie rozpraszało moich myśli, więc mogłam kontemplować do woli:) 

Anna zdopingowana 

Chciałoby się tam być

Mgły spowiły szczyt




Zima nie odpuszcza 

Nadchodzi chmurka 


Kroczymy ustaloną ścieżką 

Szlak biegnący zboczem

Szlak pnie się cudownie takimi trawersami, że pierwszy raz nie czułam zmęczenia. A przecież Śnieżnik to całkiem wysoki szczyt. W takiej śnieżnej scenerii szliśmy sobie przystając co jakiś czas, aby uwiecznić krajobrazy. Uwiecznić moment. Ocalić ten dzień przed zapomnieniem.

Mój nieustraszony

Nagle wyszliśmy z dość gęstego lasu i przed nami wyłoniło się schronisko. Podejście pod nie, nie napawało optymizmem;) Brodząc w głębokim śniegu, nagle każdy krok stawał się wyzwaniem. Łukasz służył niezawodnym wyciągiem;)

Wszędzie chmury 

Można by powiedzieć... opuszczony przez Boga

Kierunek marszu


Cudowne choinki

Pogoda była dosyć surowa a temperatura wraz z wysokością obniżała się dość znacząco. Wprawdzie mieliśmy gorącą herbatę, ale jednak widząc, że schronisko pozostaje zamknięte na cztery spusty trochę się zdenerwowałam. Jak mnie pamięć nie myli do tej pory wszystkie schroniska pełniły swoją funkcję - tym bardziej w zimę. Rozczarowujące. Zjedliśmy zatem nasze kanapeczki przy słupku z oznaczeniami szlaków i .....wtedy dostrzegłam, że zawęża mi się pole widzenia. Coś niesamowitego. W jednej chwili widoczność zmniejszyła się znacząco a przed sobą widziałam już tylko brzegowe drzewa ze ściany lasu. A przede mną jeszcze ...... 200 metrów do szczytu!!!


Tam pod górę 

Czyż nie piękne?

Myślałam, że siłą woli powstrzymam otulającą mnie coraz bardziej mgłę. Mgłę, która z każdym krokiem zaciskała się niczym pętla wokół mojej szyi, powodując że mój oddech stawał się nierówny a każdy krok mniej pewny. Nagle dotarło do mnie, że nie widzę już za sobą schroniska ani żadnych choinek, które jeszcze przed chwilą stały w niedalekiej odległości. Dotarło do mnie, że nie widzę....... NIC!! Słupki, które stały wzdłuż szlaku również zniknęły z pola widzenia. Mój wzrok zaczął wariować, a umysł z każdym krokiem był bliższy szaleństwa. To takie uczucie totalnej klaustrofobii w białej mazi pozbawiającej granicy między podłożem a czymkolwiek innym. Takie stąpanie w przestrzeni gdzie orientacja przestaje istnieć. Uczucie zupełnie obezwładniające. Nie wiem jakim cudem, siłą woli zmusiłam się do dotarcia na szczyt. Ze względu na ekstremalne warunki stało się to moim życiowym osiągnięciem. Nie wycofałam się w obliczu takich trudności i narastającej, niekontrolowanej paniki. Miałam zresztą ze sobą świeczki, które mogły zostać zapalone tylko przy tabliczce z napisem - Śnieżnik 1426!! :) 

Doszliśmy 
 
Widoczność mniejsza niż 10 metrów 

Kierunek... Pustka 

 Mogę powiedzieć, że wyglądało na to jakbym kurczowo trzymała się tego słupka, gdyż wokół nie było żadnego punktu zaczepienia. Wiedziałam tylko, że droga w dół jest prosta i choćby biec z zamkniętymi oczami - poradzę sobie. Moje zdumienie nie miało granic, gdy przy schronisku nie pozostał ślad po żadnej.... mgle!! Wszystkiego się spodziewałam we własne urodziny ale nie takich specjalnych efektów na szczycie . Magia! 

Po chmurze ani śladu 


Droga w dół to spacer, który zajął nam jeszcze kilka godzin. Chcieliśmy nacieszyć się tymi niezwykłymi krajobrazami i niespodziankami jakie miał dla nas jeszcze las :) Pożegnała nas przepiękna kozica wraz ze swoim małym stadkiem tak pięknie wtopionym kolorystycznie w tło. Pozowała przez niekończącą się chwilę i jakby komunikowała się z nami, w tylko sobie znany sposób. Magia - nie po raz pierwszy tego wyjątkowego dnia.

Wpatrzeni w siebie



Magia


Wieczorem  świętowaliśmy jeszcze długo, delektując się wybornym torcikiem z gliwickiej Hanki.

Następny dzień przyniósł zachwyt przy wodospadzie Wilczki i spojrzenie na ... Śnieżnik z tak odległej perspektywy  - drogi powrotnej. Z tego miejsca bajkowa zima i doświadczenia poprzedniego dnia wydawały się baśnią:)

Pod nami wodospad 

    
Wodospad Wilczki

\
W oddali śnieżna kopuła Śnieżnika

Ślad naszej trasy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz