2021/03/07

Potrójny posiłek na Potrójnej - DPG

Szczęście na szczycie
Łukasz:

Nasz szlak na Potrójną zaczęliśmy od przeciskania się samochodem przed innymi, aby zaparkować blisko żółtego szlaku z Rzyk. To nie było za łatwe w weekend, gdzie mamy blisko działający wyciąg i stok narciarski. Śniegu tak jak narciarzy było pełno. Po dojechaniu na ostatni możliwy parking na wzniesieniu i zsunięciu się z niego samochodem po lodzie, grzecznie zawróciliśmy.

Zaparkowaliśmy na dopiero co opuszczonym miejscu. Parking wszędzie był bezpłatny, a samochodów moc, więc radzę przyjechać poza sezonem albo wcześnie rano. Początek nie napawa optymizmem. Co chwilę jeździ koło nas kilka busów, wożących bezpłatnie narciarzy pod wyciąg. Później było lepiej. Gdy tylko minęliśmy "autostradę busów" weszliśmy na typowy zaśnieżony i cichy szlak. 


Lubimy przeprawy przez strumienie 


Mocne podejście jak zwykle

Ludzi o dziwo było trochę. Prawdziwy szlak zaczyna się tak naprawdę po zejściu z drogi. Tutaj od minięcia mostu, mamy mocne podejście, które kończy się dopiero na górze na krzyżówce szlaków. 

Wymęczyła nas ta ścieżka już na samym początku naszej przygody. Po tej katordze było już tylko lepiej. Na grzbiecie pasma gór małych już dało się odpocząć :) Ludzie ze szlaku podejściowego od razu gdzieś się rozeszli i stało się spokojniej i ciszej. Doszliśmy do Rozstai pod Młodą Horą 910 m n.p.m. zwaną Anulą :). Mamy tu nawet całą historię opowiedzianą na przeciwległej do znaku planszy. Zachęcamy do przystanięcia i zapoznania się z nią. 

Krótka historia 

Ukryty punkt widokowy

Dochodzimy do szczytu Madohora  i wchodzimy do rezerwatu o tej samej nazwie. Zeszliśmy ze szlaku, aby zobaczyć z punktu widokowego piękne panoramy. Dochodzimy o dziwo do najwyższego szczytu dzisiejszej wyprawy, czyli do Łamanej Skały 929 m n.p.m., który jest częścią Diademu Polskich Gór. Nie spotykamy krówki (dla dociekliwych). 

Najwyższy punkt naszej wędrówki 

 

Teraz coraz częściej schodzimy niżej  i pomału dostrzegamy za drzewami nasz cel. Wydaje się strasznie odległy, ale nic nas nie goni i mamy dobry czas, więc spokojnie idziemy dalej w swoim tempie. 

Rezerwat Madohora
 
Gdzie tu iść? 

Mijamy górną stację kolejki, tej samej od której na dole uciekaliśmy. Sporo narciarzy i snowboardzistów. Mijamy rozstaj czerwonego szlaku z żółtym. Idziemy dalej czerwonym szlakiem, zbaczając z niego dosłownie nad Chatą pod Potrójną. 

Idziemy tam
 
Schodzimy niżej i trafiamy do najbardziej klimatycznego schroniska w jakim byliśmy kiedykolwiek. Rozpadająca się chata z niepowtarzalnym wyglądem, pyszną kuchnią i kominkiem z napisem Dżem. Swojsko i tanio. Za pierogi ruskie i 4 pajdy chleba ze smalcem i ogórkiem zapłaciliśmy 12 zł. W niektórych schroniskach za to byśmy nie kupili jednej porcji pierogów. Nie chcieliśmy się z tym miejscem za bardzo rozstawać, ale musieliśmy jeszcze coś sprawdzić. 

Klimat dla nas


Wyszliśmy z chaty i żółtym szlakiem wracając na naszą główną ścieżkę na Potrójną, zahaczyliśmy o Zbójeckie Okno...formację skalną. 

Widać że to okno 

Idąc dalej zbliżamy się do szczytu, polany i kilku domków,  która jakiś czas temu widzieliśmy jeszcze z tak daleka. Pierwsze "potykacze", czyli reklamy jedzenia nas pomału mamią, ale nie dajemy się. Przyszliśmy tu... oprócz głównego celu,  spróbować jeszcze tutejszych bułeczek. Już mamy pewne doświadczenie, więc nie mogliśmy się doczekać. Najpierw szczyt. Na wspomnianej polanie minimalnie mamy pod górę, ale już widzimy szczyt i grupkę kilku osób. To nas coraz bardziej napędzało i wreszcie doszliśmy na wysokość 883 m n.p.m. Potrójna jest nasza i jeszcze kilku osób :) Chwila odpoczynku pod drzewem z pniaczkiem, kilka zdjęć i w drogę po bułeczki. 

Odpoczynek z ukochaną 

Widoki z naszego szczytu

Wpadliśmy w niemałą konsternację jak w pierwszym napotkanym domku z jedzeniem nie było bułek. Był pyszny krem z pomidorów, ciasto, grzane wino, ale gdzie gorące bułki?. Pani się lekko skrzywiła na pytanie o przysmak po który tu weszliśmy;) Tutaj nie ma... odpowiedziała. Nie byliśmy przygotowani na taki obrót sprawy. 

Grzaniec szybko wystygł na mrozie

Od razu mi się coś nie podobało.  Okazało się, że blisko siebie są dwie jadłodajnie. Po pysznym drugim poczęstunku dzisiejszego dnia, poszliśmy wzdłuż drogi niskich domków. I zaraz trafiliśmy na tą którą szukaliśmy. Kilkoro ludzi akurat wychodziło, więc we wnętrzu było prawie pusto. To był dom z otwartą kuchnią i salonem dla gości. Gospodarze zawsze pieką bułki w niedzielę, a my akurat tego dnia tutaj przechodzimy :D Skosztowaliśmy z nutellą. Pyszne i jeszcze ciepłe. Super. 

Lewy dolny róg zdjęcia :)

Zamieniliśmy jeszcze kilka słów z właścicielami i wybieramy się na pobliski szczyt o nazwie Pod Potrójną o wysokości 880 m n.p.m. Stamtąd już w zachodzącym słońcu pięknie wyglądała Babia Góra i pobliskie równiny. 


Aby nie wracać całkowicie w ciemności musieliśmy zacząć schodzić i nie oglądać się za siebie, chociaż widoki przykuwały. Schodzimy czarnym szlakiem. Mijamy mniej lub bardziej rozpadające się chatki. Nikt z nami nie wracał, chociaż ludzi było gdzieniegdzie dużo. Mijamy oblodzoną drogę w raczkach. I kolejno kapliczkę polową, budowę i willę. Szlak nasz dalej biegnie  wzdłuż rzeki do miasta, a my chcemy w przeciwną stronę. Przed ostrym zakrętem w lewo, my poszliśmy prosto przez strumyk do pobliskiej szosy. Chodzenie w bród przez rzekę mamy opanowane z poprzednich przepraw do perfekcji, więc poszło gładko :) Kilka ostatnich minut wracamy wzdłuż drogi z lampką pozycyjną dla bezpieczeństwa. Wyciąg działa do późna, a narciarzy trochę mniej, ale dalej suną po stoku. Noc ich nie odstrasza. 

 Anna:

Marzec - nowy miesiąc, nowe wędrówki. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się śniegu w górach. A tutaj taka niespodzianka. Naszym celem tym razem jest Potrójna. Nie wiedziałam o tym miejscu, dopóki jeden z moich kursantów o nim nie wspomniał. Chętnie korzystam z rekomendacji innych osób, dlatego postanowiliśmy wspiąć się na tą nieznaną nam górę. I faktycznie początkowy fragment, jak już wspomniał Łukasz, to przejście obok mocno uczęszczanego wyciągu narciarskiego i mijanie się z busikami dowożącymi turystów na miejsce. Potem już jest tylko las i cisza.

Od początku majaczą w oddali szczyty 

Wejście do lasu

Wspomniany wyciąg

Podejście w tym śniegu wymaga od nas zastanowienia się czy zakładamy raczki. Póki co zostajemy bez nich. Jest stromo i jak dla mnie podejście oczywiście jest męczące. Ale cieszę się otaczającą mnie zimą i przyrodą. Idąc pod górę nie spodziewałam się, że dzisiejsza wyprawa przekształci się w coś tak nieoczekiwanego. Ale o tym później.... Po minięciu stoku narciarskiego - tym razem w jego górnym punkcie, przechadzamy się dalej lasem korzystając w chwilowego wypłaszczenia. Ośnieżone drzewa zawsze mnie ujmują swoim pięknem. Nagle dochodzimy do miejsca zwanego.... Anula. Moje zaskoczenie nie ma granic:) To miała być niespodzianka na trasie, gdyż nie miałam pojęcia, że takie miejsce istnieje. Postanowiłam poczytać o tym później. 

Anula

Czyż nie bajkowo? :)

Słyszałam o słynnej Chatce pod Potrójną, ale nie bardzo wiedziałam na czym jej fenomen polega. Wszystko stało się jasne, gdy ujrzeliśmy ją w całej okazałości i przekroczyliśmy próg tej drewnianej chaty. Co za klimat! Stachura pewnie tu bywał ;) Jakby czas się zatrzymał w poprzedniej epoce, kiedy jeszcze wszyscy wędrowali z namiotami ubrani we flanelowe koszule. Miałam taką - w zieloną kratę.  Co za czasy:) A tutaj pan gospodarzy w najlepsze i wyczarowuje dania wszelakie. Karta, którą mi podał mocno mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się żadnej karty;) Jak się okazało, jego domowa kuchnia jest w stanie wiele wyczarować. Pozostaliśmy przy pierogach i chlebie ze smalcem. Izba robi wrażenie całą masą rekwizytów, które niosą zapewne ze sobą bogatą historię. Część tego klimatu można zobaczyć na zdjęciach. A muzyka w tle to... Dżem.


Bajkowy rezerwat 


Pierogi prosto z chatki

Swojska pajda ze smalcem i ogórkiem 

Chatka w całej okazałości

Tak objedzeni ruszyliśmy w stronę szczytu. Po drodze Łukasz pokazał mi ciekawą skałę. A potem już tylko dreptaliśmy do góry, aby w końcu ujrzeć tabliczkę z nazwą Potrójna. Widok roztoczył się przed nami cudowny. Słońce jak zwykle było przy nas:) Zrobiliśmy różnorodne zdjęcia po czym udaliśmy się do miejsca, które wypatrzyłam na znaku. No, po prostu nie mogłam się oprzeć;)


Piękna skała


Dotarliśmy


Babia Góra króluje na horyzoncie

Kolejna chatka miała inne, kuszące z nazwy dania. Dlaczego zamówiłam aż tyle? Nie mam pojęcia. Najwyraźniej zgłodniałam ponownie;) I w ten oto sposób wygrzewając się w promieniach słońca zwieńczyliśmy posiłek... grzanym winem.

My zadowoleni bo pojedzeni 


Gdzieś tam byliśmy dłuższą chwilę wcześniej 

Coś dla nas


Domeczek a w nim szarlotka, grzaniec i krem z pomidorów

Mini-wioseczka schowana przy szczycie

Za rogiem okazało się, że to nie była..... TA chata. Miejsce słynące ze słodkich bułeczek, znajdowało się o kilka domów dalej. No i jak tu nie wstąpić?! Weszliśmy, rozgościliśmy się, porozmawialiśmy z gospodarzami i poobserwowaliśmy jak żyją na przestrzeni otwartej dla każdego kto u nich zagości. Klimatyczny kominek, dziecko pełzające po podłodze i blachy pełne wypieków. Trudno było się zebrać do wyjścia:)

Co to może być? 

Gospodarz coś przyrządza

Jak już się stamtąd "wyturlałam" to poczułam ciężar trzech posiłków prawie natychmiast. Nie spodziewałam, że od tego momentu Potrójna będzie mi się kojarzyć z potrójną kulinarną ucztą. I można pomyśleć, że niby miałam już z górki, ale schodzenie po takim "doładowaniu" to prawdziwe wyzwanie;)

Zachód słońca nad górami

Najpiękniejszy widok tej wędrówki



I takie wspomnienia pozostaną z Potrójnej! Zachęciliśmy Was? :)

Zobacz film pod poniższym linkiem 

Kliknij na link: Nasz film

Nasz ślad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz