2021/02/19

Trzy Korony zimą - DPG

"Świat jest książką i ci którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę"       

Św. Augustyn

Trzy Korony nadchodzimy

Łukasz :

Radzę zdobywać tak oblegane przez turystów szczyty poza sezonem i w tygodniu. Nam się udała ta sztuka. Zjawiliśmy się w wyludnionej miejscowości Sromowce Niżne w lutym, w piątek i w godzinach porannych. Myślałem, że miejscowość jest całkowicie wymarła. Wszystkie parkingi płatne i bezpłatne puste. Miejscowych mało na zewnątrz, a turystów w ogóle nie widzieliśmy.

Wystarczy wejść na pierwsze lepsze zdjęcia ze szczytu Trzech Koron latem, aby zobaczyć co się dzieje na szczycie. Nas to ominęło. Mieliśmy piękna pogodę, bardzo mało ludzi i jeszcze piękną otoczkę zimy. 
Nie musieliśmy długo szukać takich widoków 

Zaczęliśmy wchodzić żółtym szlakiem i kierować się na Schronisko Trzy Korony. Minęliśmy pawilon edukacyjny Pienińskiego Parku Narodowego. A za nim informacja o oblodzeniach. 

 

Takie akurat warunki są dla nas nie straszne. Mijamy schronisko, rezerwując sobie czas po powrocie na jakieś małe co nieco. Idąc dalej mijamy również powrotny szlak zielony i kierujemy się na wąwóz. Otoczeni przez ośnieżone ściany gór i drzewa. Mamy piękna widokówkę tego miejsca. Idziemy ciągle w górę przekraczając co jakiś czas strumyk i zamarznięty wodospad.



Dochodzimy do schodków, poręczy i mostków. Wszystko po to aby ułatwić wejście. Widzimy jak niektórzy schodzący ślizgają się bez kontroli. Nie zazdrościmy z Anną tych ewolucji.




Annie nic do szczęścia już nie brakuje

Pomału wychodzimy z lasu i wchodzimy na 780 m n.p.m. Przed nami Przełęcz Szopka i zachwycający widok na Tatry i ośnieżone pola. 

Pogoda jak zwykle nas rozpieszcza 




Widoki jak zwykle niesamowite 

Anna zachwycona widokami z tego miejsca. Zmieniamy szlak na niebieski i od tego momentu bardzo widoczne są tu bałwany, czyli ośnieżone drzewa. Pięknie to wygląda i tak zimowo. Gdzieniegdzie te czapy śnieżno-lodowe pod wpływem już wzrastającej temperatury powietrza, spadają na szlak. 





Stwarza to zagrożenie. Mieliśmy parę razy już z tym do czynienia w trakcie wejścia, ale w mniejszej skali. Co nie powoduje, że jest to miłe uczucie. Kierujemy się ciągle w górę. W tym miejscu poziom nachylenia szlaku nie jest uciążliwy. Dajemy radę. Mijamy większe bądź mniejsze polany i dochodzimy do schronienia turystycznego blisko szczytu. Domek i wszystko wokół w śniegu. Bajka. 



Domek w śniegu 


Dochodzimy do rozstaju szlaku. Wejście prowadzi po podestach ze stalowej kratki. Nie ryzykujemy zaczepienia i potknięcia. Ściągamy raczki. Kasa biletowa nieczynna. Została zaadoptowana na schronienie dla turystów. Ruch jednostronny. Po lewej dla wchodzących, a po prawej dla schodzących. Przygotowani wchodzimy na szczyt. Bez żadnych kolejek i rzeszy turystów. 



Widzicie tę plakietkę? :)

Anna trochę wystraszona wysokością i ekspozycją. Przez kilka chwil mogliśmy się cieszyć w samotności na szczycie Trzech Koron 982 m n.p.m. 

Widoki niesamowite. Piękna okolica i piękna pogoda. Zrobiło się tłoczno. Musimy schodzić. Zjedliśmy koło ław. Wybraliśmy wariant schodzenia innym szlakiem, robiąc pętelkę. Dalej poruszamy się zielonym szlakiem, który będzie łączył się z zielonym. Dzięki temu widzimy więcej. 




Mam chęć wejść w okolicę Zamkowej Góry. Wszedłem na pierwsze wzniesienie, zostawiając w tyle Annę. Po chwili słyszę łoskot spadającej gałęzi, najpewniej pod wpływem ciężaru śniegu. Wystraszony zbiegłem w miejsce gdzie się rozdzieliliśmy z duszą na ramieniu. Wołam Annę. Nie widzę jej. Dopiero po chwilę dostrzegam za drzewem jej malinową kurtkę. Nic się nie stało. Wystraszony zrezygnowałem z tego etapu. Musimy wracać. Ciągłe jest niebezpiecznie. Na wschodnim zboczu aura nie przypomina tej z zachodniej strony. Czapy śnieżnie tutaj dawno opadły. Mijamy nawet małe lawinisko, które tutaj jakiś czas temu zeszło. 

Lawinisko

Lód dawał nam się we znaki. Przy pewnym nachyleniu wydawało się dość ślisko, ale nie dla naszych raczków. Już bez żadnych przygód schodzimy do schroniska. 

Szczęśliwi i smutni jednocześnie 

Pozostawiony ślad 


Eko -  bez plastiku

Tutaj reżim sanitarny. Zamawiamy w środku, ale spożycie już na zewnątrz. Może i my byśmy tak zrobili, ale początek padającego deszczu zmusił nas do schronienia się pod dachem. Stojąc, zjedliśmy nasz posiłek. Placki ziemniaczane ze śmietaną. Anna rozbawiona dwoma kubkami rozgrzewającego wina, śmiała się do końca naszej podróży do samochodu. 

Rozbawiona Anna

 Anna:

Żyłam w przekonaniu, że kiedyś byłam na Trzech Koronach. Z czasem stwierdziłam jednak, że to nie to.... drzewo;) Nie ten szczyt. Choć blisko. Tak funkcjonuje nasza pamięć - dopisuje co chce, wymazuje co chce i tworzy własną wersję wydarzeń:) Zbliżając się do miejsca naszego przeznaczenia i obserwując krajobrazy za oknem samochodu, uświadamiałam sobie, że jednak ten szczyt nie jest mi znany bliżej ;) Już z pędzącego auta udało mi się uchwycić kilka obiecujących widoczków.

Czyż nie pięknie się zapowiada?

 Gdy dotarliśmy na miejsce to oniemiałam. Tak dramatycznie górujące nad nami trzy skały wzbudzały podziw i respekt. U podnóża tej góry stałam wpatrzona i jak w transie próbowałam uchwycić najlepszy moment w tym trudnym świetle, które jednak podkreślało jej dramatyzm . 

Ten widok wzbudza respekt

Można wpatrywać się bez końca



Schronisko Trzy Korony już coś pichciło, bo dym unosił się w najlepsze a wystawione menu kusiło smakołykami. Jednak to wszystko musiało poczekać dobrych parę godzin. Wyruszyliśmy więc w tej pięknej śnieżnej otoczce, nie niepokojeni przez żadnych innych turystów. Jedynie słońce tym razem świeciło gdzieś indziej...


Popędzający mnie Łukasz 

Schronisko odwiedzimy wracając

Pierwszy etap w pięknym śnieżnym wąwozie. Z czasem robi się coraz mocniej pod górę. W końcu zakładamy raczki i wspinamy się po drewnianych stopniach. Przypomina to pierwszy etap wspinaczki na Babią Górę. Tutaj również trasa biegnie w lesie i jest po prostu cudownie w takiej ciszy. 

Piękny wąwóz na początek

Łukasz już daleko


Zaczynają się schody;)

Oczywiście wchodzenie zajmuje mi całą wieczność, ale wiem, że z każdym krokiem jestem wyżej i wyżej. Aż nadchodzi taki moment, że z lasu wyłania się polana i gdy spojrzałam w bok moim oczom ukazał się niezwykły widok. Tatry Słowackie - jak pociągnięte pędzlem przez genialnego artystę. Wpadłam w amok - dla mnie zupełnie naturalny stan w takich niezwykłych okolicznościach przyrody:) 

Majestatyczne piękno


Czułam wołanie tych gór...




Ślisko i zdradliwie ;) 



Słońce wyjątkowo oświetlało

Po dłuższym postoju wyruszamy na ostatni odcinek, który doprowadzi nas do szczytu. Pnie się pięknie wśród obficie ośnieżonych drzew iglastych. Choinki sprawiają wrażenie, jakby zostały przeniesione prosto z bajki. Bawimy się zrzucając co nieco śniegu na siebie :)





W lato tutaj zaczynają się kolejki na szczyt




Dochodzimy do miejsca z tabliczką "Trzy Korony - punkt widokowy". Na skałę szczytową prowadzi, wyglądająca na nową, metalowa drabinka. Przejście przyprawia o gęsią skórkę. Mam wrażenie, jakbym wspinała się .... do nieba. Schody do nieba. A u góry obłędna panorama na otaczające nas pasma gór. Wiatr cudownie rozwiewa moje włosy a ja kurczowo trzymam się Łukasza i drabinki;) Cieszymy się tą chwilą w samotności.

Widoki ze szczytu




Łukasz nieustraszony :)

Szczyt


Najurokliwsza cześć wspinaczki 


Czas schodzić

Dopiero po chwili zbliżają się jacyś ludzie, więc pora abyśmy rozpoczęli powrót. Posilamy się jeszcze, trochę wygłodniali i ruszamy innym szlakiem w dół.



Małe lawinisko 

Trasa zejściowa robi również wrażenie swoją stromizną i ilością śniegu. Nikogo nie mijamy. Jest po prostu cicho i zimowo. Aż w końcu dochodzimy na nasz wymarzony ciepły posiłek. Nielegalnie chronimy się w środku, bo na zewnątrz nagle zaskakuje nas.... deszcz. Schronisko serwuje fenomenalne placki ziemniaczane. Wypite grzane wino wprawia mnie w niekontrolowaną radość :) Nie mogło być piękniej!



Nasze główne danie

Stołówka 

Małe co nieco 

Zmiana warunków 


Spełnieni

Pisząc takie relacje, dochodzę do wniosku, że fotografie oddają więcej niż słowa. Tak trudno opisać piękno przyrody, że najlepiej oddać się podziwianiu zdjęć. :)

Nawiązując do cytatu Św. Augustyna, nie wyobrażam sobie życia bez wędrowania. Jak ubogie ono musi być.

 Kliknij w link: Zobacz nasz film

2 komentarze:

  1. Aniu i Łukaszu, PIĘKNIE!
    Macie rację, słowami nie można oddać wszystkiego, a wręcz, często pozostajemy oniemiali na widok piękna.
    Dlatego chyba powstaje muzyka, poezja, obrazy i naturalnie forografie. Osobiście łapię się czasem na tym, że w zetknięciu z czymś wzbudzającym mój zachwyt robię kilka lub kilkanaście ujęć tego samego miejsca czy obiektu i choć wszystkie są podobne, nie potrafię się ich pozbyć.
    Zadziwiające, ale tak mam😅
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolu, dziękujemy za dzielenie się refleksjami. Właśnie jest tak jak piszesz - czasem trudno poprzestać na jednym ujęciu albo dwóch:) Cieszymy się, że nasza relacja przypadła Ci do gustu. Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń