2021/01/09

Zima na Soszowie

 "To cudowne uczucie: wolnym od myśli, osadzonym w ciele, wędrować przez świat. Mierzyć go krokami i wzrokiem. W rytmie serca i oddechu, bez jakichkolwiek sztucznych miar. Ponieważ podczas chodzenia życie staję się przeżyciem. To sztuka, do której dochodzi się na własnych nogach" R.Messner

Kochamy to co wspólnie robimy - Soszów

Łukasz :

Zima w górach mobilizuje nas do zwiększenia wysiłku, do częstszych odwiedzin naszych kochanych gór. Bycia, ale nie trwania, tylko wchodzenia, odkrywania i podziwiania. Za namową naszej wspólnej znajomej (pozdrawiamy sąsiadkę z dołu). Pojechaliśmy do Wisły Jawornik. Chcieliśmy poczuć zimę na dupozjazdach. Ta okolica jest znana z tras narciarskich, ale w aurze covid-owej wszystko miało być pozamykane. Pojechaliśmy w to miejsce i zatrzymaliśmy się na ostatnim parkingu przed drogą niebezpiecznie nachyloną.

Naszym autkiem bez łańcuchów na kołach nie dalibyśmy rady i zsunęli byśmy się tak szybko jak pod nią wjechaliśmy. Więc nie ryzykując, zatrzymaliśmy się na bezpłatnym parkingu. Idąc już dalej na własnych nogach, mijamy kolejne zaparkowane samochody dochodząc do nieczynnej kolejki Soszów - Wisła. Natłok dzieci zjeżdżających na wszystkim na czym dałoby się zjechać przechodzi tutaj w apogeum. Sporo ludzi jak na nieczynnym stoku. W tej chwili trochę zazdroszczę tych zjazdów, ale i tak nas to nie ominie. Idąc dalej drogą w górę, krzyki, wycie, śmiech i gwar ustępuje ciszy. 

Pozytywne nastawienie 

Skręcamy wraz z drogą w lewo i po niedługim podejściu dochodzimy do szlaku niebieskiego biegnącego do Schroniska na Soszowie. W pewnym momencie po wyjściu z lasu dochodzimy na otwartą przestrzeń i szczyt olbrzymiej góry pokrytej białym puchem. Tak sobie myślę, że pewnie tutaj będziemy schodzić lub zjeżdżać na skróty. 

Przypadłość wlepiania nosa w mapę zachodzi w nieoczekiwanych miejscach

Zmiana pogody?

Mijamy to miejsce i zaczyna się robić ślisko, więc zakładamy niezawodne raczki. Wchodząc do góry i patrząc na inne osoby które kombinują, aby jakoś wejść i się nie przewrócić utwierdzam się w przekonaniu, że był to dobry zakup na zimowe eskapady w góry. Po chwili dochodzimy do wspomnianego schroniska. Miejsce przyjmuje wygłodniałych turystów tylko na zewnątrz. Szkoda, że nie możemy się ogrzać i napić przy kominku czegoś ciepłego. W zamian dla zmarzniętych turystów jest ognisko. Idziemy dalej już z większą grupą dzieci i dorosłych na szczyt Wielki Soszów. A na szlaku dantejskie sceny. Dzieci tarzają się i wywracają w śniegu, od stóp do głów oblepione białym puchem. Mijamy przyjemnie wyglądającą z zewnątrz karczmę Zagroda Lepiarzówka.

Słońce było ale się skończyło
 
Śnieżne bałwany

Idąc dalej wchodzimy na Wielki Soszów 886 m n.p.m. Przywitała nas tam zima w pełnej krasie. Oblepione śniegiem drzewa i zmrożone gdzieś w oddali szczyty odmieniły nas i zapomnieliśmy o zmęczeniu. Tu mamy chwilę na odpoczynek i zrobienie zdjęć. Anna wyciąga swój aparat jak zawsze w takich miejscach i zaczyna szukać pięknych kadrów do sfotografowania.

Szczyt w zimie to coś pięknego
 
Anna uwiecznia zimę 

Górka marzeń
 
Po dłuższej chwili schodzimy i zapragnęliśmy wejść do miniętej Zagrody Lepiarzówka. Ja zjechałem w dość niekontrolowany sposób, a Anna zbiegła. Przywitał nas miły klimat z dobra kuchnią, długim menu, gorącym kominkiem, duża ilością osób i .... brakiem miejsc. Po chwili namysłu i braku chętnych do opuszczenia tego przybytku wyszliśmy smutni. Wyciągnęliśmy dupozjazdy i zjechaliśmy do Schroniska pod Soszowem. Zabawa i śmiech zrekompensował nam zawód braku miejsca w zagrodzie. Ewidentnie szukaliśmy miejsca, aby się choć przez chwilę ogrzać. Poniżej schroniska było takie miejsce z dziwną małą ilością chętnych. Zamówiliśmy oscypki, frytki i naleśniki. 

Te dwa naleśniki to jedna porcja obiadowa 

 Może frytki dały radę ale i tak były przesolone. Nie polecamy. Wracamy do schroniska. Annie przykuł uwagę gulasz wegetariański. Miała nosa, ponieważ był smaczny. Do miski z gulaszem dostaliśmy jeszcze chlebki.

Dla porównania inna porcja... bardziej obfita
 
W oczekiwaniu na jedzonko

Wychwaliliśmy to miejsce. Poprosiliśmy o przepis i zostawiliśmy zakładki do książek z naszego bloga. Schodzimy pojedzeni. Doszliśmy do naszego skrótu. Ja zdecydowałem zjechać na dupolocie, a Anna zejść wzdłuż góry. Doświadczyłem mojego najszybszego zejścia z góry. Super zabawa. Po dojechaniu na miejsce kolejki już razem zeszliśmy do samochodu przy blasku migocących w oddali świateł w oknach. 

Ja żegnający się z życiem przed zjazdem
 
Zbiegająca Anna

Dom na stoku

Nocne pejzaże 
Anna:

Rano zawsze trudno się wstaje. W końcu to weekend. I nawet perspektywa wędrówki po górach nie pomaga, aby wstać wcześniej. Tym razem było podobnie. Ale chcieliśmy uchwycić trochę słońca, więc ...po 12-tej byliśmy na miejscu;) Strome podejście od początku i duży wysiłek. Natomiast widoki piękne jak zawsze przy ośnieżonej aurze. Soszów jako mekka narciarzy nigdy nie był moim celem dlatego wspinałam się tutaj po raz pierwszy. Wiedziałam, że będzie ostro bo nie bez przyczyny trasy narciarskie nie należą tutaj do łatwych.  

Tak wysoko i daleko jeszcze

Stoki czynne ale nie do końca
 
Padam w ramiona Łukasza :)

 Potrzebowałam sporo czasu aby wdrapać się na wysokość Schroniska pod Soszowem. Już oczywiście byłam głodna, ale zdecydowaliśmy, że ciepły posiłek zjemy w drodze powrotnej. Tak też zrobiliśmy. Wspinaliśmy się póki co dalej i podziwialiśmy zimę. Widziałam to słońce na szczycie, które tak pięknie rozświetlało nam drogę i byłam pewna, że .... nie zdążę. Nie zdążę wejść na szczyt i "złapać" słońce oświetlające pasma górskie wokół. 

W pogoni za słońcem 

Słońce i tak długo tam u góry czekało, ale gdy dotarłam powitał mnie ostatni promień słońca, widoczny w oddali, jakby wybrzmiewał: "na drugi raz wstań wcześniej" ;) 

Zima wszędzie

Zakochani w ciszy

 Jak możecie sobie wyobrazić, temperatura od razu spadła i odczuliśmy to prawie natychmiast. Szybka sesja zdjęciowa, obowiązkowe uwiecznienie tabliczki i ..... wejście do lasu prowadzącego na stronę czeską. Boże jak tam było bajecznie. Sami zobaczcie:)

W bajkowej scenerii


Jednak nie mogliśmy pójść w tamtym kierunku bo nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu i prowiantu. Schodząc wypróbowaliśmy nasze dupozjazdy i było mega szybko i szaleńczo! Najpierw zatrzymaliśmy się przy Lepiarzówce.

Gospoda na szlaku

Chwilka na uchwycenie Łukasza

 Zaintrygowała mnie z zewnątrz i mój nos jak zawsze się nie mylił - w środku było obłędnie a unoszący się zapach potraw przed długi czas nie pozwolił mi się ruszyć z miejsca. Dodatkowo klimatyczny kominek na środku powodował, że chciałam się tam ogrzać. Niestety miejsca dla nas nie było:( Ale jak to się mówi.... widocznie tak miało być tym razem. Dzięki temu dotarliśmy do Schroniska pod Soszowem i tam gulasz vege do mnie "przemówił" z tablicy wywieszonej przy odjazdowej kuchni polowej. Od razu wiedziałam, że prowadzą to miejsce ludzie z pasją i kochający dobrze zjeść. Danie było wyborne! :) 

Gorąca grochówka
 

Siedząc na tym mrozie wchłonęliśmy gulasz wraz z obłędnymi chlebkami, które teraz już wiem - nazywają się proziaki łemkowskie. Dzięki obsłudze schroniska wyrabiamy je teraz sami w domu. (Oczywiście wraz z gulaszem vege) Można się uzależnić. :)

Tak rozgrzani od wewnątrz najpierw na raczkach zeszliśmy najbardziej stromą częścią szlaku a potem Łukasz "odpalił swoje sanki":) Ale zabawa! Zdołałam uchwycić Łukasza w kadrze zanim zniknął mi z pola widzenia. A ja zbiegałam sobie ze stoku. Kolejnej takiej możliwości nie będzie pewnie, jak już otworzą stoki. A szkoda, bo frajda niesamowita.

Jak pognał! :)

Wróciliśmy jak zawsze pod osłoną nocy. Piękna była to wyprawa jak zawsze :)

Kliknij: Film z wyprawy pod linkiem 

Nasza trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz