|
My w dzikich ostępach Kubalonki |
Anna:
Jak najlepiej zacząć nowy rok?! - wyśmienitą i wyczerpującą trasą trekkingową. :) Rwało mnie od Nowego Roku w góry, ale klimat dalej niesprzyjający jeśli chodzi o noclegi. O wyjeździe na dłużej wciąż możemy pomarzyć. Czyli nie ma rozpieszczania a jest ostre chodzenie na początek. Wybraliśmy coś bliższego, aby mniej czasu spędzić w samochodzie, a więcej na powietrzu. Choć mimo, że w górach - nie do końca świeżym.
Niestety. Okazało się, że mój Łukasz nie znał Kubalonki więc właśnie tam się wybraliśmy. Dla mnie jest to miejsce znajome od dzieciństwa. Niezliczoną ilość dni spędziłam w okolicznej Wiśle, Ustroniu czy Istebnej. Ale! Nigdy nie szłam pieszo ....... na Kubalonkę! Czemu ja sobie to robię? haha:) Oczywiście w planie mieliśmy pętlę z Kubalonki, przez Stecówkę do doliny Czarnej Wisełki i z powrotem. Najpierw przeżyłam wstrząs po wyjściu z parkingu na górze i obowiązkowym skonsumowaniu oscypków, jak wiele drzew zostało wyciętych. I pomyśleć, że pamiętam Kubalonkę pięknie zadrzewioną wzdłuż drogi. Co będzie za kilka, kilkanaście lat? Czy ktoś w ogóle o tym myśli?!
|
Spustoszenie - wycinka
|
|
Z uśmiechem na szlak
|
Idziemy dalej i wchodzimy do lasu na szlak. Jest od razu pod górkę i ślisko. Za pierwszym wzniesieniem robi się fantastycznie ....błotnisto. Zalega zmrożony śnieg i lód - co daje wybuchową mieszankę. Przedzieramy się przez błoto do kostek. Nagle ktoś zatrzymuje się na moim ramieniu. Chłopak jedną nogą zanurkował w błocie a moja podpórka uratowała go przed błotną kąpielą. My idziemy dalej wspierając się kijkami. Inni zawracają. Chyba nie byli wystarczająco przygotowani . Pewnie poszli drogą rowerową. Dzięki temu mamy cały las dla siebie i niczym na przejściu survivalowym przekraczamy różne pułapki.
Trwa to wszystko do momentu aż wychodzimy przy Stecówce. Widzimy sporą grupę ludzi, ale nikt z nich nie szedł lasem;) I tam przeżywam kolejny wstrząs - nowy budynek schroniska zamknięty na cztery spusty, teren ogrodzony wokół i parking obok kościółka. Tak jakby dzikość natury tutaj stała się melodią przeszłości. Jest nam potwornie zimno z głodu. Posilamy się na osłoniętej drewnianym zadaszeniem ławeczce.
|
Widoki są - to i humor jest
|
|
Widoczki |
Stąd widok całkiem przyjemny, ale wieje mocno. Ciepła herbata pomaga, choć lepszy byłby ciepły posiłek. Niestety o takim tutaj można pomarzyć. Turystów mają w poważaniu najwyraźniej. Stamtąd mieliśmy wspiąć się jeszcze na górę, którą widać poniżej na zdjęciu, ale dzięki mojej formie wybieramy od razu zejście szlakiem do doliny Czarnej Wisełki.
|
Niepokojące bezdrzewne łysiny |
|
Szum w dolince
|
|
Piękna rzeczka
|
Jest to piękny spacer wzdłuż rzeczki. I pomimo, że nie ma śniegu ani wiosny, co nadałaby temu miejscu więcej magii, wciąż jest pięknie. Wprawdzie mijają nas jakieś imprezowe grupy, ale da się znieść. W pewnym momencie dochodzimy do drogi i pozostaje wspinaczka na Kubalonkę również drogą. Moje tempo jest "zawrotne" jak możecie przypuszczać. Korzystam z okazji i zatrzymujemy się przy Pałacyku Prezydenckim. I ku mojemu kolejnemu zdziwieniu tego dnia .... odkrywam taras widokowy! Wow! No normalnie, nigdy tam nie byłam.
|
Na tle pięknej panoramy
|
|
Zameczek |
Po całkiem sporej ilości zdjęć i podziwianiu okolicy pozostał nam ostatni etap tego dnia czyli podejście do miejsca startowego. Wspinanie się wzdłuż drogi idzie mi mozolnie, ale w końcu docieramy na miejsce. Mieliśmy w planach - w nagrodę - obiad w naszej wyśmienitej restauracyjce w Wiśle, czyli w Karczmie u Karola. To już miejsce kultowe z pstrągiem nie do pobicia i całą kuchnią, która nie znajduje sobie równych w okolicy. Tym razem zamówienia przyjmują w wyżej położonej winiarnii. Wow! Jak tam pięknie. Nigdy tam nie byłam, więc żal, że nie możemy delektować się obiadkiem w środku. Szef kuchni przyrządził nam wyśmienite makarony. Na to wspomnienie już mi ślinka cieknie;) I aby postawić kropkę nad i - zatrzymujemy się przy kolejnym kultowym miejscu i zaopatrujemy się w deser do domu. Co to za miejsce? - możecie zobaczyć na zdjęciu:)
|
Wspinaczka na Kubalonkę |
|
Klimatyczne wnętrze Winiarni |
|
Kultowe przysmaki |
Łukasz Nie znałem Przełęczy Kubalonka, nigdy tam wcześniej nie byłem i nie mam odniesienia jak to wyglądało kiedyś. Anna była tutaj częstym gościem, więc trochę stałem się turystą, a Anna przewodnikiem. Zaparkowaliśmy na płatnym parkingu za 8 zł. Anna nie mogła się powstrzymać od zakupu oscypków w pobliskiej budce. Zostawiliśmy przełęcz za plecami i poszliśmy czerwonym szlakiem na Przełęcz Szarcula. To miejsce to nic innego jak parking, a zarazem punkt wypadowy na Stecówke i Baranią Górę. Po minięciu tego miejsca, zaczęliśmy iść z grupą ludzi co miało się zaraz skończyć w dość nieprzyjemny sposób dla niektórych. Po wejściu na pierwsze wzgórze, szlak odbija w prawo. Okazał się dość błotnistym i nieprzyjemnym miejscem.
|
Gdzieś jeszcze ostatnie śnieżne języki |
|
Nieco wcześniej humor nam dopisywał |
|
Taki to był mroczny szlak |
Część z tych osób z którymi szliśmy, wycofała się na pobliską drogę rowerową. My nie mieliśmy zamiaru i zwyczaju tak szybko rezygnować. Rozłożyliśmy kijki trekkingowe i mając dodatkowe punkty podparcia zaczęliśmy iść przez błoto, które było częściowo zmrożone. Niektórzy próbowali z nami się przedzierać, ale po utopieniu butów w błotnistej mazi, odpuszczali. Po minięciu feralnego odcinka, nikt już nas nie niepokoił. Nikt nas przez całą drogę nie mijał, chyba że z naprzeciwka. To nie było jedyne takie miejsce. W lesie takich kałuż, podmokłych i błotnistych terenów było jeszcze kilka. Bez kijków naprawdę trudno nie wpaść po pas. A czasami należało lawirować jak linoskoczek nad przepaścią.
|
Błotnisty tor przeszkód |
Mimo tych wszystkich utrudnień miło ten szlak wspominam. Im trudniej tym bardziej nam się podoba. Po niezliczonych przeprawach wreszcie doszliśmy do Stecówki. Pierwsze rozczarowanie. Schronisko zamknięte na cztery spusty. Widok polany można podziwiać, ale z drogi. Teren ogrodzony i należy się spodziewać że prywatny. Kilka ławek i duże rozczarowanie.
|
Trochę rozczarowani Stecówką |
Poniżej kościoła był zamknięty pensjonat, a przy nim domek z daszkiem i ławką oraz stołem. Tam usiedliśmy, schroniliśmy się przed wiatrem i w spokoju odpoczęliśmy.
|
Dla takich widoków zawsze warto |
|
Nowe schronisko w budowie |
Chcieliśmy iść dalej czerwonym szlakiem, ale zrezygnowaliśmy i skręcając w dół w pobliską drogę doszliśmy do naszej dolinki Czarnej Wisełki. Od razu atakuje nas informacja na planszy z nadleśnictwa Wisła o odnawialnym surowcu jakim jest drewno. Tyle się tego drewna wycina niezależnie w których górach jesteśmy, że za jakiś czas oglądać się będzie drzewa w ogrodach botanicznych, a nie w górach czy lasach. Idziemy w dół przy akompaniamencie szumu rzeki. Podziwiamy widoki i długość tego szlaku.
|
Można poczytać o polityce nadleśnictwa dotyczącej wycinki drzew |
Dochodzimy do parkingu i wyżej wymienionego nadleśnictwa. Skręcamy w lewo, przechodzimy rzekę i znowu w lewo. Kierujemy się tym razem w górę na zamek. Dawna i obecna rezydencja Prezydenta RP. Mijamy zabytkową bramę i lądowisko dla helikoptera.
|
Lecą po nas;) |
Dochodzimy do dolnego zameczku. Chwila na plenerowe zdjęcia na tyłach rezydencji i wyruszamy dalej ku końcowi naszej przygody.
|
Zameczek dolny |
|
Widoki za zameczkiem |
Mijamy górny zamek. Droga w górę ciężka i nie pójdziemy nią nigdy więcej. Duży ruch, brak chodnika i ryzyko potrącenia na wijącej się drodze jest duże. Wdychanie spalin też nie należy do przyjemnych. Wracamy przez przełęcz Szarcula na Kubalonkę. Szukamy czegoś do zjedzenia. Nasza Karczma u Karola w dość okrojonej formie nasz przyjęła. Kucharz zrobił specjalnie dla nas to co chcieliśmy. Zapakował na wynos i zjedliśmy na parkingu przy zapalonym świetle w podsufitce. Takie czasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz