2020/12/28

Lubomir - Korona Gór Polskich - DPG

Najładniejszy widok tej wyprawy :) 
Anna:

Wyprawa na Lubomir podobno miała nie być specjalnie atrakcyjna. Takie mnie doszły słuchy. Jakoby szczyt miałby być bez rewelacji. Jednak ja swoje przeczucia miałam i wszystko co niezbędne spakowałam. Dojechaliśmy mocno krętą i stromą drogą na parking z którego roztaczał się cudowny widok na okoliczne góry. Obok znajduje się urokliwy pensjonat, który z okien zapewnia wyjątkowe krajobrazy.

Pomyślałam sobie, że cudnie byłoby tam zanocować, ale zaraz się zreflektowałam, że sąsiedztwo parkingu, który w normalnych czasach z pewnością jest oblegany, psuje cały urok tego miejsca. Na parkingu poza nami tylko kilka aut i ... burek :) Stamtąd kilka kroków do klimatycznego schroniska, które oferuje .... sprzedaż okienkową! Cóż za piękna nazwa:) 

Klimatyczne schronisko

Sam początek szlaku 

Wtedy taki początek zimy

Spacer nie był do końca taki łatwy, ale bez porównania z poprzednimi szczytami. I nagle drzewa jakby się rozstąpiły i przed nami roztaczał się bajeczny widok o który nie podejrzewałam Lubomir. ;)

Punkt widokowy

 

Malownicza polana z równie malowniczą ławeczką - nic więcej nie trzeba do szczęścia. Spędziliśmy tam trochę czasu grzejąc się herbatką i zabranym prowiantem. Oczywiście, dopóki ręce nie zamarzły, robiliśmy zdjęcia. Podobno na szczycie nie ma żadnych widoków.

Gdzieś tam ma być pieczątka

Dotarliśmy do tabliczki z nazwą szczytu dość szybko i faktycznie, góra jest zalesiona. Ale czy to ma być powód do zawodu?! Chyba raczej powinniśmy się cieszyć, że przynajmniej to miejsce nie jest wykarczowane. Jak wiele innych niestety. Spustoszenie jakie obserwuję w górach jest trudne do opisania. Czy ktoś powalczy o te drzewa?! Póki co jesteśmy na szczycie i podziwiamy Obserwatorium Astronomiczne.

Obserwatorium zamknięte

Kopernik i my pośrodku
 
Sama konstrukcja budynku robi duże wrażenie. Teren jest bardzo zadbany pomimo, że obecnie zamknięty na cztery spusty. Żałujemy, że nie będzie nam dane popatrzeć w gwiazdy w jednej z kopuł obserwatorium.  Czuję, że mocno się wychłodziłam i najwyraźniej odczuwalna temperatura jest mocno poniżej zera. Herbata nie za wiele  pomaga, Pozostaje żwawy marsz w dół. Wybieramy inną trasę, aby oczywiście urozmaicić sobie ten dzień. Zahaczamy jeszcze raz na ten punkt widokowy, aby uchwycić już inne kolory.

Przepiękne pejzaże


Szczyt nie pretendował do super widoków a tu takie zaskoczenie 


Zejście momentami jest dość strome i mamy przeplatankę czterech pór roku - śnieg miesza się z jesiennymi liśćmi i momentami ostro zieloną trawą oraz taplamy się mocno w błocie. I tak na przemian. Idziemy sami i podziwiamy przyrodę. Mamy możliwość by wsłuchiwać się w ciszę.

Przy schronisku żałujemy, że nie wzięliśmy sanek , bo górka aż prosi się, żeby na niej poszaleć. To też jest pierwszy miesiąc, kiedy nasz hamaczek leży sobie w domku i czeka na wyższe temperatury. Tęsknimy za nim za każdym razem. Jednak teraz zamawiamy okienkowo smakołyki, które oferuje miejscowa kuchnia. Racuchy z jabłkami i naleśniki - to wszystkie brzmi wyśmienicie. Będziemy jedli na kolanach w aucie czy w chatce obok - otwartej choć pozbawionej światła? Wybieramy drugi wariant. Wygląda to tak, że z parującym i imponującym daniem zasiadamy w półmroku przy drewnianym stole - odziani w czapki, rękawiczki i wszystko co tylko mamy na sobie.

Lubomirskie pyszności 

Z plecakami na plecach konsumujemy w kosmicznym tempie te pyszne frykasy, aby po kilku minutach zdać sobie sprawę, że jest nam znowu zimno i czas ewakuować się do autka. Nie powiem - chcieliśmy wziąć jeszcze jedną porcję racuchów ze sobą, ale okienko pozostało zamknięte:( Dlatego nie mieliśmy możliwości pozostawienia naszych zakładek. Wykorzystałam jednak czas na kilka zdjęć przy powoli zachodzącym słońcu.

Zachwycił mnie ten widok 

Myślę, że Lubomir pokazał nam się w całej swojej okazałości od jak najpiękniejszej strony. Po raz kolejny jestem wdzięczna za lockdown a w związku z tym brak turystów. Idealny czas na zdobywanie gór! :)

Łukasz:

Zastanawialiśmy się, który obrać kierunek wejścia na Lubomir. Północny przez schronisko na Kudłaczach albo południowy z Przełęczy Jaworzyce. Wybraliśmy łagodniejszy, ale dłuższy ze schroniska. Samo jego położenie jest na wysokości 727m n.p.m. Droga prowadzi przez dość mocno nachyloną wąską drogę asfaltową. Nie mogę sobie wyobrazić wjechania, bądź zjeżdżania samochodem w momencie, gdy jest ona ośnieżona. Na samym jej końcu znajduje się płatny parking w cenie 10 zł za dzień. Po zabraniu całego ekwipunku i zmotywowaniu się do wejścia na szczyt 904 m n.p.m., doszliśmy po chwili do schroniska. Puste. Wbrew temu co o nim czytałem, było puste. Mocno się zdziwiłem tym faktem. Oczekiwałem dużej ilości dzieci i biegających za nimi rodzicami. Upewniając się, że jest czynne, zostawiliśmy sobie je na powrót. W gruncie rzeczy wydaje się miłym miejscem i z perspektywy czasu, chciałbym tam kiedyś jeszcze wrócić. 

Jak ze starej fotografii

A na terenie schroniska takie cuda

Piękna leśna trasa

Przechodzimy obok wejścia i udajemy się na szlak czerwony w kierunku szczytów Łysina i Trzy Kopce. Większość czasu idziemy w lesie.  Po kilkunastu minutach mijamy strzałkę do pobliskiego miejsca pamięci poległych żołnierzy AK. 

Symboliczna mogiła żołnierzy AK

 

Po wgłębieniu się w historię tych terenów, można dowiedzieć się, że stacjonowało tutaj blisko 400 żołnierzy AK i okupant nie miał z nimi lekko w czasie wojny. Więcej informacji znajduje się na Suchej Polanie, kierując się szlakiem żółtym w lewo, ale nam nie było dane tego sprawdzić. Po dwóch trzecich drogi pojawiło się o wiele więcej śniegu, co nie uszło naszej uwadze i pierwszej w tym sezonie bitwie na śnieżki. Szlak jest w większości delikatnie nachylony, więc nie powinno być problemu z jego pokonaniem. Mijamy bardzo ładne miejsce widokowe z ławeczkami i stolikami na posiłek. Nasze miejsce na zdjęcia, chwilę odpoczynku i wypicia ciepłej herbaty. 

 

Nie mogliśmy sobie odmówić 

Kolejny przystanek to już szczyt. Lubomir 904 m n.p.m. a na nim nawet historyczne obserwatorium. Zamknięte na czas epidemii. 

Zdobyty

 

Historia tego miejsca 

Obeszliśmy sobie cały budynek. Poniżej tego miejsca znajduje się również miejsce na odpoczynek. Z braku "atrakcji" na szczycie, wracamy, ale uatrakcyjniamy sobie zejście zmieniając szlak za Łysiną na czarny. Wracając nim zaliczyliśmy pobłądzenie, gdyż szlak w pewnym momencie zbacza z drogi którą się kierowaliśmy i co chwilę zmieniamy pory roku. Z zaśnieżonych drzew i śliskiego szlaku do zielonych miejsc nie dotkniętych zimową aurą.

Las nam towarzyszył przez całą wyprawę 

Wiosna

 Dostajemy się do schroniska na Kudłaczach. Już bardziej przypominało to czego oczekiwałem za pierwszym razem. Ludzi było dużo, a okienko i pani za nim tylko jedna. Udało nam się sprawnie zamówić, ale już oczekiwanie na posiłek to inna historia. Racuchy z jabłkiem wymiotły mnie z Anią. Pyszne, gorące i było ich dużo. Nie był to racuch jakiego się spodziewałem z jabłkiem w jego centrum. Owoc był starty w cieście i w każdym kęsie było go czuć. Po prostu pycha :) Zjedliśmy w chacie przy schronisku. Oddane najwidoczniej dla turystów, aby nie mokli i nie zamarzli w czasie konsumowania potraw. Z zamówieniem drugiej porcji :) był już większy problem. Pani wsiąkła i się do końca naszego pobytu nie pojawiła. Ze śmieciami również nie wiadomo co zrobić. Zostawiliśmy przy oknie i wróciliśmy na parking. Dawno nie jechaliśmy do domu w blasku zachodzącego słońca.

Kliknij: Film z wyprawy pod linkiem



2 komentarze:

  1. Aniu i Łukaszu, gratuluję tych 60-ciu pokonanych tras. Każda wyprawa tak pięknie komentowana i oprawiona cudownymi zdjęciami. Podziwiam Was bardzo. Wprawdzie to jeszcze trochę do wyprawy nr 100, ale przy Waszym zaparciu to chyba można już zacząć mrozić szampana!🍾😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszymy się Jolu, że podobają Ci się nasze opisy i zdjęcia. Fakt, do wyprawy nr 100 jeszcze trochę, ale mam nadzieję, że ...na marzec można już mrozić szampana:)

    OdpowiedzUsuń