"Nikt nie wykorzystuje swojego pełnego potencjału, słuchając Szeherezady w pozłacanym holu albo czytając Odyseję we własnym salonie. Wykorzystuje go wyruszając w nieznane" A. Towles
|
Zapierający dech w piersi widok
|
Łukasz:
Już się nie da ukryć. W tytule tego posta można odnieść wyraźne wrażenie, że mamy do czynienia z wejściem na szczyt pasma Baraniej Góry. Po pierwszej nieudanej próbie i sprzysięgnięciu się żywiołów ziemi - w postaci trudności w wejściu na górę i wody - w postaci deszczu i nieprzebytych mgieł. Tym razem po trudach przebytych kilometrów i kuszeniem nas pięknymi polanami i pogodą nie ulegliśmy pokusie.
Ale na początku trzeba zaznaczyć że nie obraliśmy dobrze już nam znanej trasy przez chatę Wuja Toma i Siodło pod Klimczokiem, ale zaszliśmy Klimczok od zachodu od strony Błatniej. Zaparkowaliśmy w okolicy kościoła w Brennej. Zważając na niepochlebne komentarze turystów zatrzymujący się na tym parkingu nie chcieliśmy ryzykować zniszczeniem naszego mienia. Dlatego zakamuflowaliśmy samochód niedaleko cukierni i szlakiem czarnym, a później zielonym mozolnie pięliśmy się do góry. Już na szlaku zielonym w pewnym momencie mamy ostry skręt w prawo. My natomiast jako zapaleni wędrowcy i odkrywcy, widząc inną drogę omijającą tą "szykanę" na mapie, zboczyliśmy ze szlaku i poszliśmy dalej prosto.
|
Nasz skrót |
W pewnym momencie skręciliśmy lekko w prawo w wyschnięte, lekko zarośnięte koryto strumienia. I tak ponownie dotarliśmy na szlak. Po krótkiej chwili, nasz pierwszy punkt widokowy na trasie. Polana z drewnianym domkiem, dwoma kapliczkami i pięknym widokiem.
Po kolejnej chwili doszliśmy do pomnika upamiętniającego walki między partyzantami, a milicją która miała miejsce na Błatniej. Zjedliśmy część prowiantu i odpoczęliśmy na ławce nieopodal "Rancza".
|
Łączność ze światem |
|
Na tle schroniska na Błatniej |
Słońce przyjemnie ogrzewało nas w ten zimny dzień. Po krótkiej przerwie i minięciu schroniska powyżej, naszym oczom pojawia się szczyt Błatnia 917 m n.p.m. i piękna hala. Nie spodziewaliśmy się tak pięknych widoków na poniższą dolinę, szczyt Skrzyczne, ulubiony Kotarz. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mamy taką otwartą piękną halę tak blisko i wcale nie trzeba szukać w Beskidzie Żywieckim, ale tu pod nosem w Brennej. Po reakcji ludzi widać, że również podoba im się to miejsce.
|
Hipnotyzujące widoki |
Z braku czasu nie mogliśmy rozłożyć się na trawie jak co niektórzy i urządzić sobie pikniku. Czas nas goni. Nieuchronny krótki dzień oraz słońce chylące się ku zachodowi, przypomina nam o upływającym dniu, a my mamy jeszcze kilka kilometrów do celu i całą drogę powrotną. Idziemy żółtym szlakiem przez szczyt Stołów 1035 m n.p.m. i Trzy Kopce 1082 m n.p.m. Tendencje mamy wzrostową, ciągle wchodząc coraz wyżej i wyżej.
|
Jesienne mgły nie odpuszczają |
W okolicy ostatniego wzniesienia dostrzegamy nadajnik na Klimczoku i tabuny ludzi wchodzących od strony Szyndzielni i kolejki gondolowej. O godzinie 14.06 dochodzimy na szczyt 1117 m n.p.m. Anna w geście zwycięstwa pokazuje symbol Viktorii.
|
Klimczok |
|
Anny Victoria |
Wreszcie możemy odpocząć, zjeść i zaplanować - co dalej? Patrząc ze szczytu na Siodło pod Klimczokiem, dużo nam kilka tygodni temu nie brakowało. Zmęczenie, przemoczenie i mgła zrobiły swoje. Pamiętam że z tamtego punktu nie widzieliśmy ani szczytu ani schroniska. Po omacku błąkaliśmy się i szukaliśmy miejsca na odpoczynek. Ale wtedy było wtedy a teraz jest teraz. Cieszymy się że mogliśmy wreszcie zdobyć kolejny szczyt.
|
Teraz już tylko w dół
|
Teraz musimy wybrać czy idziemy tym samym szlakiem z powrotem czy idziemy szlakiem czerwonym przez Chatę Wuja Toma. Wygrała kluska na parze w Chacie. Nie czekając dłużej, zbiegliśmy do szlaku czerwonego i później dobrze już nam znaną trasą poszliśmy do schroniska.
|
Zmierz zapada
|
|
Chata Wuja Toma
| |
|
W drodze |
Obiad i specjalność tego miejsca nie ma sobie równych. Wyspecjalizowali się w tej klusce i nie można im tego odebrać. Jak zwykle polecamy to miejsce i tą kuchnię. Właściciel jak zwykle gościnny i rozmowny. Ludzi na 10 minut przed zachodem jak na lekarstwo ;) Kolejna godzina upłynęła nam na schodzeniu w półmroku i ciemności. Lampka z tyłu pomogła nam być widzialnym jak zaczęliśmy iść 45 minut asfaltową drogą do centrum Brennej. Kiepska perspektywa, ale było warto. Cześć.
Anna:
Klimczok. Na wspomnienie naszej wiosennej wyprawy robiło mi się słabo. Ekstremalne warunki i podejście pod szczyt, którego nawet nie byliśmy w stanie dostrzec. Nastawienie miałam bojowe, bo u mnie nie ma zawracania z obranej ścieżki. Należycie zaopatrzona wyruszyłam z Łukaszem na ten mocno trudny szlak. Jak dla mnie oczywiście. Jeszcze wcześniej w domu zdecydowałam, że nie biorę Canona, aby zbytnio się nie obciążać. Jaki to był błąd to tylko ja wiem! Nieoczekiwane słońce i powalające widoki sprawiły, że będę tego żałować jeszcze długo. Bo nie sądzę że będę miała siłę tam wrócić. Jak wiadomo, dokładnie takie warunki już się nie powtórzą. Ale póki co jesteśmy na Błatniej i ta hala mnie zauroczyła. Właśnie tam roztaczają się przed nami niezapomniane pejzaże.
|
Chcieliśmy zostać na tej pięknej Hali
|
Zahipnotyzowana przez ten spektakl światła, kręcę się jak oszalała i próbuję tym sprzętem co mam akurat ze sobą, uwiecznić te chwile. Wszystko inne pozostanie w mojej pamięci i emocjach, które wiążą się z każdym naszym miejscem. Posiłek w pełnym słońcu przy ciekawie wyglądającym schronisku sprawił, że nabrałam więcej siły i mogłam ruszyć w dalszą drogę.
|
Miłość kwitnie również jesienią |
Ostatnie podejście pod sam szczyt, to był mocny wyciąg z pomocą mojego Łukasza. Nie myliłam się - podejście wykańczające nawet od tej innej strony niż chcieliśmy to zrobić na wiosnę. Jednak wychodząc z lasu ukazał się przede mną imponujący widok na wszystko co poniżej czyli między innymi schronisko pod Klimczokiem. Dotarło do mnie jak blisko byliśmy kilka miesięcy wcześniej, tylko że widoczność była zerowa. Na szczycie pozwoliliśmy sobie na dłuższą celebrację - cola niezbędna by trzymać mnie w pionie ;) , dłuższa sesja zdjęciowa i podziwianie ciekawego zakątka wypełnionego plakietkami, pamiątkami i widokówkami z różnorodnych szczytów świata.
|
Przed nami Siodło i dalej schronisko
|
|
Cola najlepszym drinkiem na uczczenie szczytowania i nie tylko;) |
|
|
|
|
Pamiątki z wypraw | |
|
Łukasz nie do rozpoznania w kominie;) bo zimno |
Po krótkiej naradzie, decydujemy się zejść przez Chatę Wuja Toma. Powiem Wam, że nie mogłam tego odpuścić. Ta klucha po prostu za mną chodziła:)
|
Nie zielone w środku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz