|
Zachwycający dworek
|
Łukasz:
Jadąc w kierunku Kielc, nie mogliśmy nie wstąpić do Muzeum Wsi Kieleckiej. Takich wiosek już chyba nie ma nigdzie. Jeszcze pamiętam pomieszczenie z drewnianą ladą, drewnianymi półkami i większością produktów na wagę i bez zbędnych plastikowych folii. Zero Waste tak teraz znany i zwiększający swoją popularność, kiedyś był standardem jak na minione czasy.
Parking pod skansenem jest darmowy, a bilet normalny można nabyć za 10 zł od osoby. Na wspomnienie zasługuje kasa biletowa, która znajduje się w starym spichlerzu klasztornym i została zaadaptowana na potrzeby muzeum. Po przekroczeniu progu, przenosimy się w czasie. Całe muzeum jest podzielone na kilka sektorów niczym nie oddzielonych. I tak mamy sektor Małomiasteczkowy, Wyżynny, Świętokrzyski, Lessowy, Dworsko-Folwarczny i Nadwiślański. Widzimy stary kościół szpitalny z 1763 roku, do którego nie dano nam wejść. Przez kraty zrobiliśmy zdjęcia pięknego wnętrza. Za kilka godzin rozpocznie się tutaj uroczystość zaślubin młodej pary. Goście będą się zapewne bawić całą noc nieopodal w wyremontowanej sali będącej na terenie muzeum. Obok kościoła jest dom aptekarza, do którego można wejść i zobaczyć jego wnętrze. Ze wszystkimi urządzeniami, wagą, mikroskopem całą aparaturą. Obok dom doktora Witolda Poziomskiego. Lekarze nie byli czymś normalnym w miasteczkach, ale ten człowiek był inny. Osiadł w takim miejscu i tam odbywał swoją praktykę przez 40 lat. Widzimy sklep z lat 30, XX wieku, zakład fotograficzny z okresu międzywojennego z ciemnią i zdjęciami sprzed roku 1939, wiejską szkołę, wiatrowy młyn i wiele innych. Do takiego młyna udało nam się wejść i mogliśmy zobaczyć wnętrze jak i również cały mechanizm wykonany z drewna. Wyobrażamy sobie ludzi, którzy tutaj pracowali i obsługiwali te wszystkie urządzenia i budynki. Szkoda, że te wioski już nie żyją. Nie ma w nich ludzi, którzy dniem za dniem wykonywali swoją pracę. Szkoda że nie widzimy jak się wszystkimi urządzeniami posługują. Zdajemy sobie sprawę że część tych prac i zawodów już zginęła wraz z ich właścicielami. Oglądamy dawny dwór, który wcześniej był pocztą. Widzimy przepych od tego co widzieliśmy w innych izbach. Pokoje dla państwa, dla dziecka, dla służby i dla gości. Osobna kuchnia tak inna i bogata w odróżnieniu do tego co w biednych wioskach, gdzie spano, gotowano i gdzie żyła cała rodzina w jednym pomieszczeniu. Można również zobaczyć Zagrodę z Okołu. Chałupa, która w czasie II wojny światowej była punktem kontaktowym partyzantów. Pomieszczenia z ukrytą drogą ewakuacyjną. Wejść z opisów można było za piecem, a wyjść w pobliskiej szopie. Uwagę również należy zwrócić na kieratową studnię z Gór Pinczowskich. Położenie wioski na grzbiecie skalnym, uniemożliwiało wydobywanie wody ze zwykłej studni. Dlatego wybudowano drewnianą konstrukcję, aby móc pozyskiwać wodę z głębokości 70 metrów. Obiekt stanowi dla muzeum najciekawszy i najcenniejszy zabytek tradycyjnego budownictwa wiejskiego. W muzeum jest od 1991 roku wystawa rzeźb Jana Bernasiewicza, zatytułowana "Ocalić od zapomnienia". Jego ideą było ocalenie dziedzictwa kultury dla przyszłych pokoleń. Rzeźby są wykonane głównie w drewnie i to one pozostały po nim. Można je obejrzeć zwiedzając teren. Dla dzieci można zobaczyć krowy, konie, kozy, owce i kury. Niektóre się pasą a niektóre chodzą samopas. Atrakcją są również ogrody przed domami i pola, które są pewnie obsiane w letnich miesiącach. Całość wygląda wspaniale. Zapomniałbym o centralnym punkcie, koło kościoła, w której to części znajdują się stoiska dawnego rzemiosła i lecznictwa.
Anna:
Tradycyjnie już nie czytałam przed zwiedzaniem za wiele, jeśli cokolwiek. Zawsze wyrabiam sobie wiedzę w trakcie oraz oddając się lekturom po eksploracji miejsca. Tak samo sprawa się ma co do książek czy filmów, które jak wiedzą ci co mnie znają, pochłaniam pasjami od lat. Najlepszym drogowskazem jest moja intuicja i niezawodny nos;) Po tej małej dygresji wracamy do Tokarni. Już od wejścia bileter nadaje temu miejscu gościnny klimat. Choć zupełnie niezrozumiałe były dla mnie rozłożone wszędzie ulotki z Opola zamiast z Kielc. Już na samym początku natykamy się na kilka straganów z rzeźbami, ceramiką i ziołami. Jak się okazuje, w niedzielę ma się odbywać targ agroturystyki i będzie roić się od tłumów. Jedynie szkoda mi, że nie zaopatrzę się w lokalne smakołyki typu sery, miody i tym podobne różności. Również na początku jest kościółek, który swoim klimatem wprawia w nastrój zadumy. A potem już tylko radosny spacer wokół dawnych domostw. Zwiedzamy te, które możemy poobserwować również z wewnątrz. Mnie oczywiście zachwyciło Foto Atelier, z którego nie chciałam w ogóle wyjść. I już wyobraziłam sobie ówczesnego fotografa uwieczniającego ludzi w trakcie przeróżnych ceremonii, przyodzianych w stroje z epoki. Jakże fascynujące zajęcie pozwalające zatrzymać czas dla potomności. Ale w końcu wyszłam stamtąd tylko po to, by za rogiem zachwycić się ... apteką. Odkąd mam takie doświadczenie w pracy, po pobycie na emigracji, leki niezmiernie mnie fascynują. I tym razem nie było inaczej. Cała chatka mnie zauroczyła. Trzeba jednak było iść dalej i coraz bardziej zanurzać się w klimat minionego stulecia. I nagle - szkoła! To było prawdziwe odkrycie . Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach. Eleganckie nauczycielki, pełne dystynkcji i surowości zarazem. Wystrój sali, gdzie elektronika nie istniała a uczniowie mieli tylko niezbędne przyrządy do nauki. Przykład świadectwa z atrakcyjnie brzmiącym przedmiotem - ćwiczeń cielesnych! I tablica pełna zasad i reguł, o których wprowadzenie można by się upomnieć obecnie, w tym nr. 1 "Kochaj i szanuj przełożonych swoich i bądź im posłuszny, bo oni zastępują ci miejsce rodziców". Albo "List książki do ucznia", który możecie przeczytać na zdjęciu. Aż chciałam aby taka szkoła wróciła z tą swoją prostotą i poszanowaniem innych. ..... Jednak poszliśmy dalej i tak wędrowaliśmy jeszcze z godzinę, aż natrafiliśmy na orszak ślubny. Miejsce na taką uroczystość idealne. Spacer po całym parku cudownie przeniósł nas w czasy, które niestety już nie istnieją. Bałam się opuszczać mury skansenu i wracać do cywilizacji. Ale żeby to jeszcze opóźnić zatrzymaliśmy się w małej karczmie przy wyjściu. Herbata podana w papierowych kubkach całkowicie mnie rozczarowała. A pierogi niestety nie powalały. A ja lubię dobrze zjeść :) W każdym razie bardzo gorąco zachęcam do wędrówki w czasie.
I to najlepiej poza weekendem - jak zawsze zresztą.
Zobaczcie koniecznie:)
|
My przed rozpoczęciem zwiedzania
|
|
Apteka
|
|
Pokój farmaceuty
|
|
Foto Atelier - idealne dla mnie :)
|
|
Studio fotograficzne
|
|
Sklep spożywczy
|
|
Wytwórnia wód gazowanych |
|
Szkoła
|
|
Fascynująca dokumentacja
|
|
Idziemy do szkoły? ;)
|
|
Nadwiślańskie wesele |
|
Dworek
|
|
Sekretarzyk o jakim marzę
|
|
Uroczy dziecinny pokoik
|
|
Słoneczniki jak u VanGogha
|
|
Rzeźby
|
|
Stolarnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz