2020/09/20

Łysica - Korona Gór Polskich - DPG

Łukasz wchodzi. Piękne są te drzewa i sufit z korony drzew

Łukasz:

Po wczorajszej nocnej eskapadzie na zamku Krzyżtopór dzisiejsza wyprawa również ma dla nas trochę atrakcji i konfrontacje z duchami historii, które krążą w lasach nieopodal miasteczka Święta Katarzyna. Naszym celem jest kolejny ze szczytów Korony Gór Polskich, Łysica. Chcemy wejść od wspomnianego miasteczka szlakiem czerwonym, biegnącym lasem.

Od razu trzeba zaznaczyć, że najbliższy parking przy szlaku jest po pierwsze parkingiem klasztornym, gdzie należało by uiścić opłatę według uznania, a po drugie jest on na tyle mały, że nie było nam dane tam zaparkować. Mamy do dyspozycji parking płatny po drugiej stronie ulicy. My zjechaliśmy trochę niżej i zaparkowaliśmy na bezpłatnym parkingu w budowie. Po powrocie na początek szlaku zeszliśmy jeszcze na chwilę, aby zobaczyć tzw. kapliczkę Stefana Żeromskiego. Kapliczka, gdzie 2 sierpnia 1882 roku, Żeromski pozostawił po sobie podpis wewnątrz tego zabytku. Dalej idziemy w kierunku wejścia do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Uiszczamy należność w wysokości 8 zł za osobę. Już na początku "uderza" nas płyta kamienna upamiętniająca mord na tutejszej ludności cywilnej przez Niemców w czasie II wojny światowej. Kolejne duchy przeszłości są z lewej strony za drewnianym mostkiem. Tutaj mamy kilka miejsc upamiętniających mord na żołnierzach AK. Wracamy. Szlak lekko się wznosi i w okolicy kapliczki św. Franciszka mocno pnie się schodami w górę. Przy kapliczce obok źródła, spotykamy "rozbójnika" ucharakteryzowanego na Janosika. Idziemy dalej stopniami z kamieni. Im wyżej tym trudniej wchodzi się po coraz wyższych kamieniach. W okolicy samego szczytu należy albo omijać ogromne głazy, albo skakać po ich szczytach. Docieramy do Gołoborza. Miejsce w którym to podobno pomocnicy samego diabła nieśli kamienie, celem zniszczenia nieco oddalonego klasztoru św. Katarzyny. Obudzona w nocy gęś, zbudziła brata zakonnego, a ten myśląc że już świta zaczął bić w dzwony na ranną mszę. Dźwięk dzwonków tak wystraszył diabelskich czartów że wypuścili wory z kamieniami tam gdzie stali i tak powstało Gołoborze. To nic innego jak usypisko kamienne. Po kilku zdjęciach i kilku minutach docieramy na Łysicę 613 m n.p.m. Na szczycie mamy krzyż pamiątkowy, informacje, a wokół ławeczki. Nie ma spektakularnego widoku, ale jest gdzie siąść. Czytając o Łysicy i siostrzanym szczycie Agata, zdziwiłem się nieco, ponieważ według aktualnych podań to szczyt Agata jest wyższy o 1 metr od Łysicy i wynosi 613 m. I tym bardziej się zdziwiłem na górze ponieważ, szczyt Łysica dalej jest wyższy od swojej siostry patrząc na oznaczenie i wynosi 614 m. Podniesiono ją aż o 2 metry i tym sposobem dalej jest najwyższym szczytem gór Świętokrzyskich i znajduje się w Koronie Gór Polskich. Moim zdaniem niesłusznie. Po krótkim odpoczynku idziemy na szczyt Agata i jednocześnie szukamy miejsca na hamak. Po kilku minutach schodzimy ze szlaku i szukamy w okolicy nieoznakowanego szczytu. Dochodzimy na skałkę ze zboczem podobnym do Gołoborza. Patrząc na innych uczestników poszukiwań, trafiliśmy na miejsce. Po kilka zdjęciach znajdujemy miejsce na dłuższy odpoczynek. Z tej sielankowej chwili wyrwali nas przyjaciele z rodzinami, którzy też obrali sobie ten szczyt za cel dzisiejszego dnia. Wchodzą, wspinają i wbiegają na różne szczyty pod jednym szyldem Mountain Warriors Team. Odsyłam na ich stronę Facebook-ową i zamieszczone tam foto-relacje z ich wypraw. Pozdrawiam Wojciecha i Łukasza. Niech wam w waszych wędrówkach pogoda sprzyja. Kilka wspólnych zdjęć i zamienionych słów i wracają na dół. My dajemy za wygraną po dłuższej chwili. Zimny wiatr przypomina nam o zmieniającej się aurze i porze roku. Przemykamy obok Łysicy i wciąż dochodzących ludzi. Zbiegamy na sam dół nie zatrzymując się nawet na chwilę. Czas szukać miejsca na obiad. Podobno nie ma zbiegów okoliczności. Przy wspólnym stole w 9 osób z naszymi przyjaciółmi zjedliśmy obiad. Czas wracać do domu. Przed nami jeszcze droga powrotna. Nawigacja podpowiedziała nam, że przed nami mamy korek. Zjeżdżamy z S7 i kierujemy się na okoliczne wioski. Mijamy ładne miejsca. Tak inne od tego co znamy...spokojne.

 Anna:

Zdobycie tej góry nie wydawało się trudne. Jak bardzo jednak się myliłam. Wprowadziła mnie w błąd niewielka wysokość, a podejście okazało się mozolnie trudne. Należy szanować każdy szczyt, bez względu na jego wysokość. Wiedziałam o tym, ale w tym przypadku myślałam, że po prostu będzie przyjemnie . Owszem było, ale ciągłe podejście po kamieniach łączyło się z dość dużym wysiłkiem.  Ku mojemu zaskoczeniu, było mnóstwo innych ludzi zmierzających ku górze. Nie przypuszczałam, że to tak popularne miejsce. Tym bardziej po wakacjach. Cieszyło mnie, że cały czas szliśmy w lesie, bo to daje mnóstwo satysfakcji. Na samym szczycie - fotki stanowiące dowód, że kolejny szczyt z korony zdobyty i w miarę szybkie usunięcie się w ....ciszę. Odbicie w stronę Agaty już dawało nadzieję na pozbycie się ludzi. I tak było. Mało kto wie o tym szczycie i chce go w ogóle zobaczyć. Tuż obok niego znaleźliśmy dwa odpowiednie drzewa i rozłożyliśmy nasz hamak. Jak zwykle mieliśmy w plecaku różne sezonowe frykasy, więc mogliśmy się nimi delektować na łonie przyrody. Aż tu nagle słyszę: "Dwoje w hamaku". Niby nic a jednak brzmi znajomo;) I nagle zza drzewa wyskoczyli ludzie, których częściowo znałam a częściowo miałam właśnie dzisiaj poznać. Kto by pomyślał, że zostaniemy "wyśledzeni" nawet w takim miejscu i to przez Mountain Warriors! Bardzo miłe choć szybkie spotkanie, gdyż oni jakby zawsze w biegu. Nie to co my . Bujaliśmy się dalej w najlepsze:)

Obejrzyjcie:

Kliknij w link: Link do filmu

My na szczycie :)

Pod krzyżem na Łysicy

Taki widok ze szczytu - jedyny i innego nie było 

Gołoborza


Źródło Św. Franciszka


Widok z Agaty
                                                                    

Nasz obiadek

Przystanek nad zalewem Cedzyna


Szukam najwyższego punktu Agaty 
                                                    
Bujamy się

 Drugi obiadek ;) 
                                                  
A za zalewem lotnisko
                                       
Kapliczka Stefana Żeromskiego 
                               
Mogiły poległych 
                                                                    
Za nami pomnik Żeromskiego

Nie było łatwo

My i ekipa Mountain Warriors


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz