2020/08/29

Przygody w kajaku nad rzeką Sztoła

Co jakiś czas takie widoki się wyłaniały 

Łukasz:

To miał być nasz chrzest bojowy po latach. Anna kiedyś pływała kajakiem, ja natomiast pamiętam krótką przygodę na jeziorze przeszło 20 lat wstecz. Podstaw żadnych nie pamiętam, więc zapodałem sobie dzień wcześniej tylko szybki instruktaż na Youtubie, podesłany przez znajomego i jedziemy. Pogoda miała być nietęga, co dawało nam szanse,  że jak dojedziemy to nie będzie za dużej kolejki.

Jednak pomyliłem godziny i wstaliśmy godzinę za wcześnie co dawało większą szansę, być w pierwszym spływie bez mijania ociągających się amatorów takich jak my, tylko bez naszego zapału. Nasz spływ zaczyna się w Bukownie. Na nasze kolejne szczęście przestało padać jak tylko dojechaliśmy i były przed nami tylko trzy kajaki z załogami. Zaparkowaliśmy nieopodal, wypełniłem potrzebne druki, wziąłem na swoje barki odpowiedzialność ratowania Anny w razie czegoś nieprzewidzianego i zapłaciliśmy 35zł za wypożyczenie sprzętu. Teraz tylko ubrać kapoki, wsiąść do kajaku, wziąć dwa wiosła i sprawdzamy naszą wiedzę o poruszaniu się na wąskiej płytkiej rzece o dość słabym nurcie i rozbudowanej ilości meandrów. Początki były słabe w moim wykonaniu, ale z czasem dało się dojść do jakieś wprawy. Bardzo ładny spływ wśród lasów i otwartych przestrzeni ze skarpami piachu. Mijamy mostek z drewna i betonowy most drogowy. Przez te meandry, które trzeba ciągle pokonywać nie miałem kiedy zrobić zdjęć. Wędkarz nawet łowił rybki. Sama woda ma lekki odcień bieli. W węższych miejscach, rzeka może mieć pół metra głębokości, a w niektórych chcąc skrócić zakręt można otrzeć się o dno. Brzeg jest regularny, a w większości przypadków nie ma żadnych utrudnień na rzece. Nam zajęło przepłynięcie całej przygotowanej trasy godzinę wraz z ominięciem przy okazji trzech kajaków maruderów. Polecam każdemu amatorowi i trochę bardziej zaawansowanym uczestnikom. Dla widoków warto tu przyjechać. Po całym spływie, należy wrócić do punktu startu szlakiem wzdłuż rzeki, co sprawia dodatkową frajdę.

 Anna:

Kajak? Czemu nie. Dla odmiany nogi odpoczywają:) Chętnie wyrobię sobie inne mięśnie;) I jest szansa na hamak po całej tej eskapadzie. Tak sobie myślałam, przed wyprawą i w rezultacie wszystko ułożyło się jeszcze bardziej efektownie. Łukasz obiecał, nawet na piśmie, ratować mnie w każdej sytuacji. Ta świadomość wpłynęła na mój ogólny luz. A jak wiadomo raczej mi go nie brakuje:) Przypomniałam sobie, że przecież mogę nakręcić filmik - taka opcja w telefonie też istnieje. I wyszło przekomicznie. Uśmialiśmy się do łez podczas tej godzinnej przygody. Rzeka była nieprzyzwoicie płytka. Rzeczka gwoli precyzji. Pamiętam, jak przed laty wypłynęłam przeciekającą drewnianą łódką na Jezioro Wigry. Jak widać, teraz to był czysty relaks. Wzdłuż brzegu rzeki można natknąć się na barszcz Sosnowskiego, który uchodzi za niebezpieczną roślinę. To taka ciekawostka, o której można przeczytać przed wypłynięciem. Przyznam, że jak zobaczyłam panów czekających na brzegu na nasz kajak, to z żalem stwierdziłam, że to już koniec. Bardzo szybko upłynęła ta godzina i czułam niedosyt. Stan ten jest jak najbardziej pożądany do planowania dalszych wypraw. Wracaliśmy lasem wzdłuż rzeki. Pohuśtaliśmy się jak szaleni na łańcuchowej huśtawce, aż dotarliśmy do plaży, gdzie prawie czując się jak nad morzem wyjęliśmy nasze książki i zatopiliśmy się w innych światach. Frykasy, które mieliśmy ze sobą, również dodały kolorytu temu miejscu. Na deser zostawiliśmy sobie rozwieszenie hamaka, na skarpie z widokiem na rzekę. Po prostu czysta przyjemność i frajda:)

My i nasz dziewiczy spływ dziewiczą rzeką
                                   

Po wysiłku, hamaczek obowiązkowy 
                                                       

Huśtawka i jak nie skorzystać?
               

Sztoła z lotu ptaka
                                   
A meandry jadły nam z ręki
                     

W drodze powrotnej
                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz