|
My na początku trasy :)
|
Łukasz:Najwyższy szczyt Karkonoszy, Sudetów oraz Czech, mieliśmy z Anną w planie podczas kilkudniowego wypadu w ten rejon Polski. Natomiast nie mieliśmy sprecyzowane skąd chcielibyśmy zacząć, ale od znajomego (pozdrawiamy Piotra) dowiedziałem się, że warto zacząć od świątyni Wang w Karpaczu.
Zaparkowaliśmy nieopodal za 20 zł i doszliśmy żółtym szlakiem ponad świątynię, aby zaraz zejść i kupić bilety. Zwiedziliśmy wspomniany XII/ XIII wieczny kościół, który jest jednocześnie jednym z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce. Kościół Wang jest kościołem Ewangelicko-Augsburskim i został przywieziony z Norwegii. Zbudowany jest w całości z drewna bez użycia gwoździ, a łączony jest za pomocą złączy ciesielskich. Rzeźbienia i ozdoby są wykonane w klimacie nordyckich Wikingów. Co ciekawe, cześć zabudowy musiała być dorabiana na miejscu przez tutejszych rzemieślników. Piękny zabytek, do obowiązkowego
zwiedzania. Polecamy. Teraz kupimy tylko bilety do Parku i idziemy głównym niebieskim szlakiem na Śnieżkę. Mieliśmy się jej trzymać najdłużej jak się będzie dało, ale Schronisko Samotnia, chcieliśmy sobie zostawić na później, a drugi powód - to nie chcieliśmy iść w grupie dziesiątek osób. Więc zamieniliśmy drogę zejściowa na drogę wejściową. I tak zeszliśmy na Starej Polanie z niebieskiego szlaku na rzecz zielonego.
Anna:
Zdobycie Śnieżki, po tym jak kilka dni wcześniej zafundowaliśmy sobie całodniowe wyprawy na kilka innych ważnych szczytów, wydawało się szaleństwem ale również elektryzującym wyzwaniem. A ja zdecydowanie miałam Śnieżkę w głowie od wielu lat, głównie jako wyjątkowo trudny szczyt. Jakże się myliłam w swoich wyobrażeniach. Ale to okaże się pod koniec dnia;) Zaczęliśmy od świątyni Wang, którą pamiętam z dawnych lat. Teraz poznałam ją bardziej świadomie wraz z przyjrzeniem się okalającemu ją cmentarzowi. Nie wiedziałam, że spoczywa na nim Tadeusz Różewicz, który przecież wiele lat swojego twórczego życia spędził w Gliwicach. Jak się dowiedziałam, taka była jego wola, aby właśnie w tym szczególnym miejscu zostać na wieczność. My jednak trzymając się życia, wyruszyliśmy stamtąd na szlak niebieski. Podejście lasem jak dla mnie, zawsze na początku stanowi pewną rozgrzewkę i wymaga czasu, abym się .... rozchodziła;) W końcu, gdzieś, prędzej czy później, łapię swoje tempo. Doszliśmy do Starej Polany i stamtąd wybraliśmy kierunek na Kocioł Wielkiego Stawu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy szliśmy wąską ścieżką w lesie, zupełnie sami. Co jakiś czas las się przerzedzał i roztaczały się przed nami zupełnie niesamowite widoki. Wtedy wyciągałam Canona i starałam się uwiecznić, najlepiej jak mogłam, otaczające nas piękno. Jak wiadomo, trans fotografowania potrafi trwać.... :) Łukasz, wykazuje się już dużą cierpliwością, wiedząc, że warto potem mieć te obrazy w domu. Bardzo to doceniam:) Cieszyliśmy się, z wyboru tego szlaku, gdyż wszyscy poszli tym najbardziej popularnym do Schroniska Samotnia. Naszą radość widać na zdjęciach, które również pokazują jakie niezwykłe pejzaże mogliśmy podziwiać po drodze. Zdecydowanie warto właśnie taką trasą pójść. Gdy osiągnęliśmy pewną wysokość, zresztą całkiem sporą i to w dobrym tempie, to potem spacerowym traktem z desek (najwyraźniej nowe) szliśmy sobie trochę nieświadomi tego co szykuje dla nas przyroda. I nagle przed naszymi oczami odmalował się krajobraz jak z raju. Otoczeni ścianami skalnymi, stojąc na szczycie klifu, mieliśmy pod sobą najbardziej malownicze jezioro nazywane Wielkim Stawem, jakie w życiu było mi dane zobaczyć. Mój zachwyt objawił się spontanicznie i głośno, gdy oznajmiłam, że tutaj zostajemy. Przechodzący ludzie przytaknęli na ten pomysł, mówiąc, że warto by rozbić tutaj namiot. Niestety mogliśmy tylko "rozbić się" na .... posiłek:) Serek wiejski z bułeczką pewnie nigdzie nie smakował lepiej :)
Łukasz:
Dopiero po czasie dowiedzieliśmy się, że w tym miejscu było kiedyś piękne schronisko. Schronisko im. Księcia Henryka. Było najbardziej nowoczesne i najbardziej luksusowe w całych Sudetach. Powstało 1889 roku i miało stanowić wzór dla innych schronisk. Po II wojnie światowej, stało się całkowicie opustoszałe, a w 1946 roku w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęło. W tej chwili zostały tylko kamienne fundamenty.
Anna:
Nie wiem jak długo rozkoszowaliśmy się tym widokiem. Po prostu straciliśmy poczucie czasu. Tylko, że ja nie wiedziałam, że coś może to miejsce, i to jeszcze tego samego dnia ...... przebić swoją magią! Jak to pięknie nie być świadomym zachwytów, które mogą nas czekać w każdej chwili życia. Rozumiejąc się bez słów, zgodnie stwierdziliśmy, że wrócimy tam jeszcze o innej porze roku. Stamtąd idąc granią dotarliśmy do Domu Śląskiego. I dopiero tam zobaczyliśmy, że może być dużo ludzi. Pierwsze i jedyne schronisko na górnej stacji kolejki "wyrzuca z siebie" w tym miejscu tłum ludzi. Na szczęście, świadomie wybraliśmy poniedziałek na tę wyprawę, mając w pamięci zdjęcia niewiarygodnych tłumów tłoczących się wręcz, ciało przy ciele, na podejściu na szczyt. Dzisiaj oczywiście, byli turyści, ale ich liczebność nieporównywalnie niższa od tej weekendowej. Minęliśmy wszystkich i doszliśmy do punktu, w którym trzeba było zdecydować o szlaku na atak szczytowy:) Tak, wybraliśmy ten ambitniejszy. Było warto! Było trudno! Było warto zdecydowanie. Choć to szlak jednokierunkowy, wiele osób miało to za nic, i na tak wąskiej trasie postanowiło iść również w dół! Nie zrozumiem nigdy postępowania ludzi. Dla mnie to był pierwszy raz, gdy szlak otaczał .... łańcuch. Bałam się przepaści, ale zamiast tego mieliśmy kilka punktów widokowych, z których roztaczały się zapierające dech w piersiach panoramy na okoliczne pasma górskie. Widoczność była fascynująca a światło słoneczne, jakby dla nas, zaserwowało nam bajeczny spektakl. Każdy krok dla mnie był coraz wolniejszy, ale widząc kopułę tak charakterystyczną dla Śnieżki, wiedziałam, że spełnienie marzenia jest już bliziutko. I nagle.... stało się. 1603m n.p.m! Dotarliśmy na szczyt! :) Co za uczucie. A tam - całkiem spory tłumek. Wszystkie ławeczki zajęte, ale przechodząc przez ciekawy budynek, który okazał się czeskim barem i pocztą jednocześnie, dotarliśmy na drewniane stołki, gdzie skonsumowaliśmy nasz posiłek i oddaliśmy się podziwianiu rozpościerających się przed nami pasm górskich. Jednak nadchodzi zawsze taki moment, że trzeba zacząć schodzić. Oczywiście pozostawał tylko jeden szlak - zejściowy właśnie. Ale jak już wiemy, nie dla wszystkich jeden! Trasa, wręcz spacerowa, odkrywała przed nami widoki tym razem z drugiej strony góry. Dotarliśmy do schroniska Dom Śląski i tym razem weszliśmy do środka, aby przekonać się jaki klimat tam panuje. Na pierwszy rzut oka całkiem przyjemny. Jednak posiłek mieliśmy w planie w innym miejscu. Tutaj zdecydowanie za dużo ludzi. Ale cóż dziwnego nastąpiło kilkanaście kroków po minięciu tego miejsca. Nagle zorientowaliśmy się, że nie ma .... nikogo wokół nas. Zapanowała cisza. Gwar stał się wspomnieniem. I wtedy dotarło do nas, że minęła 16-ta, a co za tym idzie zamknęli kolejkę, która dostarcza prawie pod sam szczyt setki turystów dziennie. Nie muszę dodawać jaka radość nas ogarnęła, gdy zdaliśmy sobie z tego faktu sprawę. Schodząc i jak pamiętamy - również wchodząc - prawie bez żadnych ludzi wokół wydawało się to niewiarygodne. A jednak. Delektowaliśmy się tym spokojem schodząc najpierw do schroniska Strzecha Akademicka, a potem jeszcze niżej. W pewnym momencie zaczął padać deszcz, więc parasol przydał się wyśmienicie. Strzechę szybko obrzuciliśmy spojrzeniem i udaliśmy się dalej do naszego celu. I naprawdę, w snach nie mogłabym marzyć o takim widoku. Nie bez znaczenia - Samotnia - tak właśnie się nazywa. To miejsce, właśnie dla nas - osób kochających spokój, ciszę i przyrodę. To również miejsce doskonałe do tworzenia, pisania. Klimat w środku również ciekawy, łącznie z .... żółtymi naleśnikami i pianinem, które jakąś mocą mnie przyciągnęło do klawiatury;) W cudowny sposób, nagle się rozpogodziło i mogliśmy oddać się podziwianiu tego cudu natury i fotografowaniu. Wszystko to trwało bardzo długo. Nie śpieszyło nam się, chociaż wiedzieliśmy, że ryzykujemy powrót w ciemnościach. Schodząc, w końcu po tylu wyprawach, dojrzeliśmy grupkę sarenek. Jakby w prezencie od natury. W nostalgicznym nastroju po dosyć długim schodzeniu w końcu dotarliśmy do końca wędrówki. Z pewnością nie mogliśmy sobie wymarzyć bardziej bajkowego scenariusza:)
Kliknij w link: Zobacz film z naszej podróży
|
Świątynia Wang
|
|
Bogato zdobiony portal
|
|
Wskrzeszenie Łazarza
|
|
Świątynia Wang z nieco innej perspektywy
|
|
Pobliski cmentarz odkrył przed nami grób Tadeusza Różewicza |
|
Poruszające panoramy |
|
Zbiornik Sosnówka |
|
My razem ze Schroniskiem Samotnia oraz Strzechą Akademicką, a w oddali Śnieżka |
|
Jedna z wielu panoram na Śnieżkę
|
|
Schronisko Dom Śląski
|
|
Śnieżka w oddali
|
|
Wielki Staw - majestatycznie piękny
|
|
Nad przepaścią!
|
|
Pokochałam ten krajobraz
|
|
Trasa zejściowa w pełnej krasie |
|
Urokliwy Mały Staw nad którym Samotnia wpisuje się w piękno tego miejsca |
|
Anna cieszy się, ale nie wie co ją jeszcze czeka i jakie atrakcje i widoki są przed nią |
|
Skała Słonecznik |
|
Dolinka u podnóża Śnieżki i gdzieś tam Schronisko nad Łomniczką |
|
Atak szczytowy
|
|
Radość na szczycie
|
|
Na pewno zdobyliśmy Śnieżkę:)
|
|
Uśmiechnięci schodzimy
|
|
Zdobywca z uśmiechem do wewnątrz ;)
|
|
Zdobywczyni
|
|
Wnętrze kaplicy św. Wawrzyńca na Śnieżce |
|
Zaniedbane dawne schronisko
|
|
Schronisko Strzecha Akademików |
|
My nad Małym Stawem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz