Miała to być niespodzianka. Wypad w tygodniu do miejsca, które znaliśmy w innych życiach a które chcieliśmy poznać pierwszy raz razem. Jezioro w Tychach stanowiło jak nam się wydawało miłą odmianę od wcześniejszych naszych podróży. Miejsce dość mocno oblegane w lipcowe ciepłe popołudnie. Gofry przyciągają smakiem, a droga wokół, chęcią poznania jej końca. W międzyczasie wyłonił nam się z głębin przystani "Titanic"... na który musieliśmy wejść i odtworzyć sceny z tytułowego i popularnego w ubiegłym wieku filmu z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Po uwiecznieniu sceny na kliszy ruszamy dalej. Naprawdę chcieliśmy przejść wokoło całe Paprocany ze względu na chęć nadrobienia kilometrów i braku wrażeń po jeszcze niedawnych przygodach na halach Beskidu Żywieckiego, ale się nie dało. Nie kondycja, wielkość jeziora, czy kontuzje, ale żywe komary, które nas chciały żywcem wyssać do ostatniej kropli krwi. Specyfiki na taką chmarę wkurzonych z głodu komarów nie dały za wiele. Musieliśmy się ewakuować i zostawić sobie resztę jeziora na spokojniejszy czas jesiennych spacerów.
Oglądając kiedyś zdjęcia Anny z kilku lat wstecz, zobaczyłem piękne zdjęcie jej samej na molo gdzieś daleko stąd ze wzrokiem wpatrującym się jeszcze dalej za horyzont. Zauważyliśmy, że ktoś zostawił nam podobne miejsce nad jeziorem. Intuicyjnie nam obojgu wróciło we wspomnieniach to zdjęcie. Tylko tym razem mogliśmy oboje wpatrywać się gdzieś daleko za horyzont. W miejsce gdzie słońce dotyka mórz i oceanów, a wody w tym miejscu wrze od gorąca.
Cisza i piękno krajobrazu |
Hamak czekał ! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz