2020/07/06

Skalanka i Aleja Zakochanych

Rajski widok

Czułam, że ciągnie mnie na "koniec świata", czyli w tym przypadku do Zwardonia. Chciałam pokazać Łukaszowi ten rejon Polski, mając nadzieję, że zachował swoją dzikość, którą pamiętam sprzed wielu lat. I w ten sposób wynaleźliśmy miejsce, do którego chcieliśmy zawitać. Podjechaliśmy na zbocze tuż za dawnym schroniskiem Dworca Beskidzkiego. Tam zostawiliśmy auto i udaliśmy się na szlak. Przyznam, że było bardzo gorąco. Nie jestem w stanie chodzić w upale po górach - to dla mnie żadna przyjemność, ale w tym przypadku brak jakichkolwiek ludzi wokół był warty poświęcenia. Po ostatnich wyczerpujących wędrówkach ten szlak nie był długi, ale nie wiedziałam, że będzie aż ... tak stromy!! Widząc przed sobą górę pod którą miałam się wdrapać zrobiło mi się słabo na samą myśl. Jednak staliśmy przy tablicy: Aleja Zakochanych!! A to zobowiązuje! :)
Zebrałam się w sobie i powoli w swoim tempie dotarłam na szczyt, a tam ku mej radości czekała na nas romantyczna ławeczka łącząca dwa drzewa w.... cieniu!!! Z panoramą jakiej na pewno tego dnia się nie spodziewaliśmy. Choć ja, gdzieś po cichu czułam, że przed nami wyjątkowy dzień obfitujący w magiczne momenty. I tak też było w tej chwili. Chłonęliśmy ten krajobraz zapatrzeni w dal, w bezkres, pogrążeni we własnych myślach. Nikt nam tego stanu zachwytu nie przerwał, bo nikogo wokół nie było. I tak już zostało przez resztę dnia. Z tego punktu na szczycie zrobiliśmy całą serię zdjęć przyrody, panoram i ...naszej pary;)
Wracając do nazwy tej alei, to odkrywając tę tablicę na szlaku, byliśmy kompletnie zaskoczeni. Nie wiedzieliśmy, że taka aleja w ogóle istnieje. Co więcej, cytat umieszczony na tablicy, pochodzi od pary z ....Gliwic. Nie muszę mówić, jak bardzo mnie to ucieszyło. Chciałabym poznać tę parę, a raczej - oboje jesteśmy jej ciekawi. Na razie pozostaje anonimowa ;)
Będąc wciąż na górze, stwierdziliśmy, że żal marnować takiej oazy spokoju i warto rozejrzeć się za odpowiednimi.... drzewami. Wystarczyło kilkanaście kroków w stronę granicy słowackiej i ku naszej radości odsłoniła się przed nami bajeczna panorama z widokiem na Słowacką stronę. Drzewa - idealne, mocne, wprost czekające na hamak.
Bujaliśmy się całkiem długo do momentu, aż nad nami nie zawisła groźna, czarna chmura a wichura prawie zrzuciła nas z hamaku. Z żalem musieliśmy zwinąć nasze miejsce i powoli kierować się w dół do schroniska. Wiedziałam, że czeka na nas, ukryte za drzewami zupełnie niezwykłe miejsce. Ale nie przypuszczałam, że jego klimat tak mną zawładnie. Schodząc ścieżką w lesie zobaczyliśmy drewniany stożkowaty domek. Otoczony lasem, dopiero po obejściu ukazał swoją magię. Poczułam, że mogłabym tam zostać już na stałe. Łukasz chętnie przystał na mój pomysł. Tylko co z właścicielami?!;)
Nie byłabym sobą, gdybym nie porozmawiała właśnie z właścicielem, który sprawiał wrażenie człowieka mającego całe mnóstwo historii do opowiedzenia. I tak też się stało. Okazało się, że to miejsce łączy ze sobą od ponad 40 lat największe postaci polskiego himalaizmu. Kilka dekad! niezwykłych wspomnień. To powinno zostać opisane. Byłaby z tego piękna książka:)
Zjedliśmy przy okazji fantastyczne naleśniki i po ciekawych opowieściach z trudem się pożegnaliśmy i kontynuowaliśmy naszą wędrówkę.
Mieliśmy w planie jeszcze jeden okoliczny szczyt, ale nagle rozpętała się burza i zdążyliśmy tylko ....zatańczyć w deszczu:)
Mam nadzieję, że nasze zdjęcia oddadzą piękno tych miejsc...
PS. 
Obiecaliśmy naszemu rozmówcy ze schroniska przesłać zdjęcia pomnika himalaistów związanych z klubem wysokogórskim w Katowicach. Fajnie by było utrzymać kontakt...

Na szczycie ;)

Pyszności w Skalance

Od razu widać jak mi tam dobrze:)

Aleja zakochanych !

Podejście, a na szczycie upragniony spokój ;)

Odpoczynek :)

Stare schronisko



E-osobowość ;)



Hamak na stronę słowacką :)

Widok z hamaka :)


Boski widok ze Skalanki

Skalanka w całej okazałości

Nasz ślad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz