Pięknie tutaj jest |
Góry nas tak wciągają, że zdecydowaliśmy się wyjechać na dłużej. Zanocujemy w Żabnicy - wiosce, którą pamiętam z dawnych lat. Miała swój urok i po latach wciąż można znaleźć tam wymarzoną ciszę.
Pokój z balkonem z widokiem na góry to wszystko co nam potrzeba do szczęścia. Rano możemy spokojnie wyruszyć w naszą trasę, bez konieczności dojeżdżania na miejsce. Chyba się w tym rozsmakujemy i będziemy częściej zostawać na dwa albo nawet więcej dni. Po wyśmienitym śniadaniu na balkonie wychodzimy na szlak. Trasa jest ambitna, choć zrobimy tyle na ile pozwoli nam .... moja kondycja;) Jak zawsze chcemy nacieszyć się widokami i znaleźć to właściwe miejsce na nasz hamak. To jest esencja naszego podróżowania. Pobyć ze sobą w ciszy, w zadumie nad światem.
Łukasz, specjalista od tras, opisze ją dla Was.
Jadąc do Żabnicy Skałka, mijamy pomnik upamiętniający egzekucję tutejszych mieszkańców w czasie II Wojny Światowej. Trafiamy na chwilę do sklepu i jedziemy na parking pod czarnym szlakiem na hale Boraczą. Na podobny pomysł wpadło kilka osób, co zaowocowało zapchaniem całego parkingu i dojazdu do niego. Ratowaliśmy się poboczem. Wchodząc na halę Boraczą, szumi nam przydrożny potok. A my marzymy wchodząc... Wchodzimy na kamienisty szlak, błotnisty i mokry, zacieniony przez drzewa. Wychodzimy na rozświetloną Halę Boraczą, robimy kilka zdjęć, jemy chałwę i zielonym szlakiem docieramy na Polane Cukiernica. Tutaj znowu chwilą dla fotoreporterów i kontynuujemy wspinaczkę. Nad Halą Cukiernica głosujemy gdzie idziemy. Uff wygrał czarny szlak prowadzący na hale Redykalną;) Na czarny szlak można wejść wcześniej z Hali Cukiernica, ale wtedy o tym nie wiedzieliśmy. Na czarnym szlaku spotkaliśmy miłe osoby, które radziły nam odwiedzić jeszcze inne szlaki, równie spokojne co obecny. Po niezmierzonej ilości zdjęć dotarliśmy na Redykalną. Spędziliśmy chwilę na odpoczynku i podziwianiu słowackiej Fatry. Zmieniamy szlak na żółty i zachwycamy się kolejnymi halami mijanymi przez nas z zachwytem. Jak przez większość czasu na szlaku byliśmy sami to w schronisku na hali Lipowskiej jest punkt zborny wszystkich turystów. Około 30 minut w kolejce za frytkami i pierogami z serem i jagodami oblanymi musem jagodowym to dla nas za dużo i po szybkim wchłonięciu dań, uciekliśmy w popłochu wracając na Boraczą, szukając jednocześnie naszego kącika odosobnienia na hamaczek. Wracaliśmy już zielonym szlakiem, aby również móc poznać tę drogę. Mało przyjemna i mniej widokowa. Cieszę się że wybraliśmy ten szlak na zejście a nie na wejście. Przed dojściem na Halę Boraczą, minimalnie zboczyliśmy ze szlaku i tylko w nam znanym miejscu rozbiliśmy się z hamakiem. Cudownie było zdjąć buty w upalny dzień, odpocząć i zasnąć na chwilę wtulonym w Annę. Pięknie było być kołysanym wiatrem, ogrzewanym przez pomału opadające słońce, zerkające na nas za gałęzi drzew. Zaczął nas gonić czas, więc szybko odwiedziliśmy Schronisko na Hali Boraczej, rozkoszowaliśmy się bułkami z jagodami. Pochlebne opinie są w pełni zasadne i zgadzamy się z nimi w 99%. Zmienimy zdanie po skosztowaniu bułek z prawdziwymi jagodami co w sezonie nie jest niczym szczególnym w tym schronisku. Na zakup oscypków nie starczyło nam czasu. Schodzimy czarnym szlakiem. Pomału zmierzcha. Szum pobliskiej rzeki przypomina nam ile już mamy w nogach kilometrów i marzenia ponownie wracają... Na parkingu zdecydowanie się rozluźniło. Pędzimy do wynajętego mieszkanka na obiecane gorące pierogi z kapustą i grzybami. Dobranoc.
Lubię błotko :) |
Kliknij w link: Zobacz przebieg trasy
Nasz ślad |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz